galeria
Bartosz Czyżewski - zawodowo zajmuje się wyrobem biżuterii srebrnej, w ramach pasji – gra na gitarze basowej w sokólskiej bluesowo–rockowej grupie FBI istniejącej od 2002 r., która z powodzeniem koncertuje na lokalnych scenach ale można ją było także usłyszeć na renomowanych imprezach w stylu Suwałki Blues Festival czy białostockie Zaduszki Bluesowe. Ostatnio wystąpili na gali zamykającej projekt Powiatu Sokólskiego pn. „Wspólne przebywanie - wzmacnia zaufanie” w naszym liceum.
Bartku, czasy takie, że wszyscy żyją w permanentnym niedoczasie… to chyba choroba współczesnych – jak Ty w takim razie znajdujesz czas na realizację pasji, bo tym, mniemam, jest Twoje granie w FBI?
Sprawa nie jest faktycznie prosta, jeśli chodzi o wygospodarowanie czasu tylko dla siebie, jeśli ma się rodzinę. Niemniej jednak, wszystko jest kwestią dogadania z najbliższymi. W tym miejscu ukłon dla mojej żony. Dodam, że FBI to nie jedyny projekt muzyczny, w którym uczestniczę. Aktualnie z zespołem Sorrow jesteśmy w trakcie nagrywania dema w białostockim studiu nagraniowym Hertz.
A może z pasją jest tak, jak śpiewa Wasz wokalista Sławomir Klimczak: „Potrzebuję uciec, aby wrócić móc”?
Dokładnie. Życie to nieustanna walka na wielu płaszczyznach, a granie to wspaniała odskocznia od codzienności. Dzięki temu mogę złapać dystans. Jest też okazja do poznania wielu ciekawych ludzi i miejsc.
Co sprawiło, że w wolnym czasie chwytasz za przysłowiowe wiosło, a nie np. … klaser ze znaczkami? (śmiech)
Moja przygoda z muzyką zaczęła się jeszcze w zeszłym wieku (śmiech), w roku 1986, gdy na prośbę starszego brata nagrywałem na kasetę 3. płytę Metallicy, której promocja odbywała się wówczas w III Programie Polskiego Radia. Płyta wywarła na mnie tak ogromne wrażenie, że od tamtej pory muzyka stała się dla mnie bardzo ważna. W tym momencie klaser ze znaczkami odłożyłem na półkę (śmiech) i zacząłem marzyć o własnym zespole rockowym. To marzenie spełniło się parę lat później, kiedy zacząłem grać w zespole Sorrow.
Jak znalazłeś się w FBI, stanowisz pierwotny zrąb zespołu?
Zespół FBI nie nosił tej nazwy w momencie, kiedy się w nim znalazłem, ale istniał już od wielu lat. Trafiłem do niego za sprawą poprzedniego perkusisty Sylwka Putkowskiego, który podczas przypadkowego spotkania zaproponował mi granie razem z nim i liderem zespołu Sławkiem Klimczakiem. Zgodziłem się i trwa to do dziś.
Czy granie na żywo sprawia frajdę?
Tak, ogromną, przecież o to chodzi w tworzeniu muzyki. Uwalnia się taka energia… dzięki której mam poczucie niesamowitego spełnienia.
Co możesz powiedzieć o naszej lokalnej publice, reagują żywiołowo czy raczej mocno powściągają emocje?
Nasza lokalna publiczność jest naprawdę super. Jak na czasy, kiedy ten rodzaj muzyki nie cieszy się dużą popularnością, na nasze koncerty przychodzi dużo fanów, którzy reagują żywiołowo - tańczą, śpiewają. Można powiedzieć, że zachodzi tak zwane sprzężenie zwrotne.
Ty, Twój syn Filip, brat – jesteście niemal jak sokólska, klasyczna rodzina muzykująca (śmiech). Syn odważnie i z sukcesami kroczy Twoimi śladami, to powód do dumy czy raczej niepokoju, że może zostanie artystą?
Tak naprawdę, to chyba swemu bratu zawdzięczam to, że muzyka zajmuje tak ważne miejsce w moim życiu. To w końcu od niego przejąłem instrument (gitara basowa) i to dzięki niemu muzyka rockowa i bluesowa pojawiła się w moim domu. Syn, obserwując mnie, również zainteresował się muzyką, taka sztafeta pokoleń. Nie odczuwam niepokoju w związku z pasją syna, jest bardzo uzdolniony muzycznie, i nie tylko. Jestem pewien, że poradzi sobie w życiu, jakąkolwiek wybierze drogę.
Zdradź nam, proszę, czy FBI to zgrana paczka, czy raczej 4 osobnych gentelmenów, z których każdy „gra na siebie”?
FBI jest zgraną paczką, na tyle, na ile to możliwe. Oprócz mnie i Sławka w zespole grają jeszcze Adam Andryszczyk – na gitarze i Michał Karpowicz - perkusji. /Z tego miejsca pozdrawiam chłopaków/. Obowiązki życia codziennego nie pozwalają nam na jakieś regularne spotkania poza zespołem, ale rozumiemy się doskonale, każdy zna swoje miejsce, dzięki czemu brak większych zgrzytów. Przede wszystkim szanujemy się nawzajem.
W jednym z wywiadów z muzykami z Kasy Chorych przeczytałam, że blues konserwuje, potwierdza to chyba także najnowszy, silnie bluesowy album The Rolling Stones, podpisujesz się pod tym?
Zdecydowanie tak. Ja z kolei w tym miejscu zacytuję Kasię Nosowską, która podsumowując występy na trasie Męskiego Grania stwierdziła, że chociaż ciało ewidentnie współgra z PESEL-em, to wewnątrz wszyscy jesteśmy równi.
Jakie są Twoje inspiracje muzyczne?
Wspomniana Metallica inspiruje mnie do dziś. Plus takie zespoły jak Anthrax, Slayer, Led Zeppelin, Pink Floyd, Rush, Kasa Chorych, Tadeusz Nalepa, Kenny Wayne i wiele, wiele innych.
Jaki masz stosunek do tekstu w utworze, jest ważny czy tylko dopełnia muzykę?
Tekst jest bardzo ważny, nadaje charakteru utworowi, jest też jak kolejny instrument.
A propos koncertów, to graliście w Kotłowni w Białymstoku, czy Chlewie w Kundziczach i Garażu – fakt muzycznym… a nawet w Nowym Jorku, przyznasz oryginalne miejsca i duży rozrzut. (śmiech) Który z koncertów wspominasz najbardziej? Raz – czytam na profilu zespołu – spadł też na Was podczas występu deszcz… staników, opowiedz o tym. (śmiech)
Kotłownia, Chlew czy Nowy Jork – to oczywiście nazwy klubów. Wszystkie koncerty mile wspominam, jednak chyba najbliższe sercu są te w PUB Blues&Rock U Matczaka, które zawsze są na 120%. A propos staników... tak, spadł na nas taki deszcz. To „sprawka” dziewczyn z zaprzyjaźnionego klubu motocyklowego Honda Shadow. (śmiech)
Jeśli obserwujesz ludzi przychodzących na Wasze koncerty, to w jakim są wieku: to młodziaki czy raczej 40-latkowie?
Rozpiętość wieku jest dość szeroka. Z racji tego, że przeważnie gramy w lokalach, gdzie jest alkohol, wiek słuchaczy zaczyna się od 18. roku, ale zauważam też młodszych, jednak górnej granicy nie potrafię określić, na pewno po 60-tce.
Niebawem stuknie Wam 15-lecie istnienia, macie jakieś pomysły na uczczenie tego, może tournee po naszym malowniczym powiecie?
Póki co, nie powstała tak koncepcja, ale kto wie, ale kto wie… (śmiech).
Świetnie się rozmawiało, dziękuję.
Aneta Tumiel
fotki: www.fbiblues.pl, www.facebook.com/dobryblues/