Cecylia Bach - Szczawińska

Cecylia Bach - Szczawińska

KRYNKI: Małe, nie znaczy mało interesujące.

CECYLIA BACH- SZCZAWIŃSKA, pasjonatka dziejów Krynek, ich ambasadorka, o przeszłości miasta może opowiadać nieprzerwanie wiele godzin. Po wysłuchaniu jej opowieści - Krynki zdecydowanie przestają kojarzyć się jedynie z wyjątkowym rynkiem i źródlaną wodą. Zapytaliśmy ją o cykl letnich spacerów z historią w tle i o jej fascynację Krynkami.

Pani Cecylio, skąd u Pani zainteresowanie lokalną historią?

Dzisiaj już tak dokładnie nie pamiętam, zapewne było to sprawą przypadku. Czytając różne opracowania, w których wzmiankowano Krynki, bardzo często dało się stwierdzić pewne nieścisłości. Zaczęłam więc dociekać, dlaczego pewne fakty się nie zgadzają. Po drugie: często słyszałam, że o Krynkach nie ma żadnych materiałów, głównie dokumentów. Postanowiłam więc sprawdzić, jak to z tym jest. I tak to się zaczęło.

Skąd pomysł na spacery z historią w tle, czy stare sposoby podawania historii się wyczerpały?

Od pewnego czasu wiele miast organizuje taką formę poznawania historii. Spacery organizuje Białystok, także Supraśl, które gromadzą duże grono zainteresowanych. Dlaczego więc nie spróbować w Krynkach? Stąd pomysł organizacji spacerów tematycznych, służących bardziej dogłębnemu poznaniu dziejów miasta poprzez pryzmat konkretnego zagadnienia. Myślę, że taka forma jest ciekawsza niż słuchanie wykładów. I mamy tu dwa w jednym: forma ruchu i edukacja.

Pomysły na tematy?

Tematów dostarcza przeszłość Krynek. Zabytków mamy niewiele, ale mamy kilkusetletnią historię sięgającą przełomu XIV i XV w. Jest to chyba najstarszy ośrodek w powiecie sokólskim. Jest więc o czym opowiadać.

W reportażu Radia Białystok usłyszałam, że Kryniczanie mówią o współczesnych Krynkach, że się zestarzały się i opustoszały. Jak było tu kiedyś?

Niestety, to prawda. Miasto jest wyludnione, nie ma tu młodzieży. A to właśnie ludzie stanowią o rozwoju miejscowości. Do II wojny światowej Krynki były znaczącym ośrodkiem gospodarczym, na co miał wpływ istniejący tu przemysł garbarski, działały biblioteki, teatry amatorskie (żydowski i przy szkole powszechnej), stowarzyszenia i kluby sportowe, było kilka szkół, w tym ucząca rzemiosł. Wokół rynku istniało sześć restauracji i barów, w mieście było kilkadziesiąt sklepów i warsztatów rzemieślniczych. Liczba ludności przekraczała 6 tys., a do 1914 roku prawie 9 tys. Przed wojną w dzień targowy zjeżdżały się na rynek dziesiątki furmanek, było gwarno i kolorowo. Dzisiaj targi czwartkowe, z których Krynki słynęły od XVI wieku, to zaledwie kilka straganów.

W których Krynkach chciałaby Pani mieszkać, współczesnych czy tych dawnych?

Pytanie jest trudne, ponieważ nie można czegoś wybierać, nie znając tego. O Krynkach, które już odeszły, wiem tylko z opowieści, starych dokumentów i fotografii. Na pewno chciałabym choć na chwilę przenieść się w dawne czasy, żeby zobaczyć nieistniejącą dzisiaj zabudowę miasta, usłyszeć różnorodny gwar na ulicach, spacerując po wąskich uliczkach, spotkać ówczesnych mieszkańców Krynek: rzesze robotników śpieszących do licznych garbarni czy np. chasydów, którzy dla nas dzisiaj wyglądają egzotycznie. Po prostu: zobaczyć koloryt i poczuć klimat miasta z tamtych czasów.

Dysponuje Pani bogatym materiałem zdjęciowym. Skąd Pani czerpie informacje i fotografie?

Wiedza o dziejach Krynek pochodzi przede wszystkim z dokumentów. Żeby ją posiąść, przeprowadziłam kilkanaście kwerend w archiwach krajowych i zagranicznych (Wilno, Mińsk, Grodno). I okazało się, że dokumenty są i to całe mnóstwo. Wiele też godzin spędziłam w bibliotekach, szukając materiałów o przeszłości miasta. Dużo też czasu poświęciłam na rozmowy ze starszymi mieszkańcami Krynek, którzy opowiadali mi o wydarzeniach z okresu międzywojennego i z czasów dwóch okupacji, o wyglądzie miasta i jego mieszkańcach. Przy okazji zbierane były stare fotografie. Dzisiaj one pomagają uczestnikom spacerów wyobrazić Krynki, których już nie ma. Tylko, że bardzo często trzeba jeszcze ustalić, co na tych zdjęciach jest, bo najczęściej nie są opisane.

Ile spotkań się odbyło i które Pani najbardziej utkwiły w pamięci?

W tegorocznym sezonie letnim odbyło się sześć spotkań historycznych, poświęconych różnym tematom. Dokładnie cztery spacery i dwa spotkania, w tym jedno wyjazdowe do Grzybowszczyzny i Wierszalina. Wszystkie były dla mnie ważne, do każdego musiałam się odpowiednio przygotować – sporządzić notatki, wybrać odpowiednie fotografie i dokumenty czy dawne plany i mapy. Najbardziej jednak utkwił mi w pamięci pierwszy spacer, a to z obawy, czy ktokolwiek przyjdzie. Tym bardziej, że pogoda była niepewna. Pozytywnym zaskoczeniem było, kiedy ponad 30 osób stawiło się w miejscu zbiórki.

Na spacerach było więcej mieszkańców czy turystów?

Jeśli chodzi o uczestników, to chyba było więcej gości wypoczywających w Krynkach i okolicy niż mieszkańców. Ludzie z zewnątrz być może spotkali się już z taką formą spędzania czasu, dlatego z chęcią w nich uczestniczyli. Mieszkańcy Krynek natomiast po raz pierwszy brali udział w takich imprezach i było to dla nich coś nowego. Ale mamy już grono osób, które stale korzysta z naszej propozycji.

Plany na kolejny sezon?

Trudno dzisiaj mówić o naszych planach na przyszłość, ponieważ najczęściej były to akcje spontaniczne. Mówię „naszych”, gdyż nie jest to tylko moja zasługa. Przygotowanie cyklu spacerów po Krynkach to dzieło Stowarzyszenia „Pro Bona”, którego jestem członkiem. Na pewno nie wszystkie tematy z historii miejscowości zostały wykorzystane, dlatego są pomysły na nowe spacery i spotkania.

Stowarzyszenie „Pro Bona” – kto za tym stoi?

Stowarzyszenie tworzy grupa mieszkańców Krynek, którzy chcą coś zrobić dla swojego miasta. Dzięki temu, że członkowie mają różne zainteresowania i zdolności, spacery były wzbogacone o elementy animacyjne: muzykę, poczęstunek (dawne smaki Krynek), scenki humorystyczne w wykonaniu kabaretu „Na ławeczce”, który tworzą także członkowie stowarzyszenia. Staraliśmy się, żeby każdy spacer był urozmaicony.

Co oprócz spacerów z historią w tle? Czym Krynki mogą przyciągnąć dziś?

Właśnie te spacery były naszą propozycją na przyciągnięcie ludzi do Krynek. To jest nasza oferta turystyczna, która po dopracowaniu może stać się produktem turystycznym. Oprócz ronda i źródlanej wody, także bogata historia powinna służyć promocji miasta, aby Krynki nie leżały tylko po drodze do Kruszynian. I my to robimy. A formy mogą być różne: widowiska historyczne, prezentacje, warsztaty, konkursy i wiele innych. Ważny jest pomysł i zaangażowanie.

Chętnie się Pani dzieli wiedzą. Czy myśli Pani o jakiejś publikacji?

Nad publikacją o historii Krynek (do roku 1795) pracuję od kilku lat. Ponieważ jest to całkiem nowy materiał, więc trochę to trwa. Mam cichą nadzieję, że uda się w końcu opublikować.

Kocha Pani Krynki?

Tu urodziłam się, tu mieszkam przez większą część swojego życia. Krynkom poświęciłam kilkanaście lat, szukając dokumentów i materiałów archiwalnych, po to by miastu przywrócić jego historię. Więc odpowiedź może być jedna: kocham swoją miejscowość.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Aneta Tumiel

Zdjęcia


Tagi:wywiadcecylia bach szczawińskaambasadorka krynek

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.