Dominik Aniśko

Dominik Aniśko

Dominik Aniśko był białoruskim publicystą, działaczem społecznym i katolickim, a także weteranem trzech wojen. Choć był żołnierzem z powołania, to z powodu głębokiej relacji z Bogiem i krystalicznego serca, równie dobrze mógłby przywdziać sutannę zamiast munduru.

Dominik Aniśko urodził się w 1888 roku w Słojnikach, w gminie Sokółka. Od dziecka lubił opowieści wojenne, a decyzję o zapisaniu się do wojska podjął pod wpływem „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Jesienią 1907 roku zaczął służbę w stacjonującym w Grodnie 102 Pułku Piechoty. Służbę zakończył dwa lata później. Nie odłożył munduru na długo, gdyż w 1914 roku wybuchła Wielka Wojna, dziś nazywaną pierwszą światową. Przez około roku walczył z Niemcami na pierwszej linii frontu, a następnie został skierowany do szkoły podporuczników w Kijowie. Po jej ukończeniu trafił do rezerwy. Gdy w 1917 roku miał miejsce bolszewicki przewrót, Aniśko przebywał w samym centrum wydarzeń, w Petersburgu. Po zwolnieniu z rozpadającej się armii wrócił do domu.

Wkrótce wybuchła wojna polsko-bolszewicka i Aniśko ponownie został powołany do wojska, tym razem już polskiego. Najpierw trafił do szkoły podchorążych w Bydgoszczy, a następnie trafił na front w okolicach Lwowa. Po wojnie służył jako saper w batalionie celnym w Augustowie.

Służbę zakończył w 1923 roku, a mundur przywdział ponownie 1939 roku, kiedy został skierowany do obrony Wilna. Następnie jego oddział dostał rozkaz wycofania się na Litwę, gdzie był internowany. Gdy Armia Czerwona wkroczyła również na Litwę, Aniśko trafił do obozu w Kozielsku. Bóg, w którego tak gorliwie wierzył, musiał nad nim czuwać. Gdy większość oficerów i podoficerów znajdujący się w Kozielsku została zamordowana w Katyniu, Aniśku znalazł się w grupie, która została przeniesiona do obozu w Gruzowcu, w guberni wołgogradzkiej.

Po pakcie Sikorski-Majski Aniśko trafił do armii generała Andersa, z którą przeszedł cały szlak przez Persję, Palestynę i Egipt, gdzie przebywał do 1947 roku.

Dominik Aniśko karierę publicysty zaczął w 1913 roku, kiedy zaczęły wychodzić pierwsze numery katolickiego tygodnika „Biełarus”. W latach dwudziestych stale publikował w „Chryścijańska dumce” i innych pismach o profilu katolickim. Wydał też dwie broszury o tytułach „Usio u miłaści” i „Da biełaruskaha narodu”. Lata 20 były dla Białorusinów czasem narodowego odrodzenia. Dominik Aniśko pragnął, by temu odrodzeniu nadać kierunek chrześcijański.

Jako żołnierz armii Andersa przez długi czas stacjonował w Jerozolimie, gdzie pomagał tworzyć tamtejszą polską gazetę „Tygodnik Katolicki”. Mimo wojny zawsze starał się szukać pozytywów danej sytuacji. Żyjąc w podsokólskiej wsi nigdy nie przypuszczał, że będzie mu dane zobaczyć Ziemię Świętą. Pobyt w Jerozolimie był dla niego głębokim, duchowym przeżyciem.

W 1947 roku przeniósł się z Egiptu do Londynu, gdzie osiadł już na stałe. Tam mieszkał w Białoruskim Domu i regularnie publikował w piśmie „Bożym szliaham”. Publikował również po polsku i wydał kilka broszur jak np. „Jak żyć?”, „Pod berło Chrystusa Króla”, czy „Wszystko świadczy o Nim”.

Dominik Aniśko był osobą niezwykle łagodną, dobroduszną i skromną. Z sercem wypełnionym miłością do bliźniego. Jednocześnie posiadał w sobie niesamowitą siłę i niezłomność. Siłę tę czerpał z najczystszego źródła jakie istnieje – wiary w Boga.

Do komunistycznej Polski nie mógł wrócić, gdyż byłby potrójnie prześladowany. Jako żołnierz wojsk polskich na zachodzie i jako weteran wojny polsko-bolszewickiej, a także jako działacz katolicki i białoruski. Wcale jednak nie zapomniał o swoich krewnych, sąsiadach, znajomych. Choć często sam cierpiał biedę, stale wysyłał na Sokólszczyznę paczki z żywnością, lekami, pieniędzmi.

Zmarł w 1977 roku na ostre zapalenie oskrzeli.

Jego słowa, które ukazały się w 1928 roku na łamach „Chryścijańskaj dumki”, równie dobrze mogą być jego testamentem, jego ostatnią wolą skierowaną do nas.

 

„Bracia! My wszyscy, bracia, jesteśmy w wielkiej ciężkiej podróży.
Wszyscy idziemy ścieżkami swojego życia.
My tu jesteśmy tylko gośćmi: wczoraj się spotkaliśmy, a jutro już żegnamy. Po cóż więc mamy się bić, kłócić? Po cóż my jeszcze, jedni drugim, nogi podstawiamy na życiowych ścieżkach?
Trzeba nam wreszcie przyjąć cnotę miłości bliźniego, cnotę, której uczy nas Jezus Chrystus. Trzeba, żeby miłość zawładnęła wszystkimi naszymi myślami, całą naszą istotą, wszystkimi naszymi sprawami i czynami i wszystkimi intencjami.
Dość łez!
Dość krwi!
Miłość braterska, miłość czysta, miłość światła i jasna, niech świeci nad nami! Bo już XX wiek na świecie!”

 

 

Edward Horsztyński

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.