Graffiti oburzało, przerażało, ale budziło też ciekawość...

Graffiti oburzało, przerażało, ale budziło też ciekawość...

Zima sprzyja nostalgii. Spacerując głównymi arteriami Sokółki, warto czasem skręcić w boczną uliczkę lub ustronny zakamarek, by na chwilę znaleźć się w świecie pachnącym farbą w aerozolu. Tam, gdzie ciszę nocy przerywał grzechot puszek, a szara, chropowata faktura ściany stawała się płótnem, kwitła miejska galeria niechcianego dziecka sztuki. Graffiti, bo o nim mowa, wpisało się w historię naszego miasta barwnym epizodem. W latach świetności, gdy nowe prace wyrastały jedna po drugiej, piętrząc się na murach bloków, szkolnych boisk, garaży, a nawet śmietników, graffiti oburzało, przerażało, ale budziło też ciekawość. Obecnie umiera śmiercią naturalną, z wolna popadając w zapomnienie, gdyż nie jest instalacją stałą i nikt nie zajmuje się jego konserwacją. Z perspektywy czasu dobrze byłoby więc spojrzeć przychylnym okiem na ten relikt artystów szukających wyrazu w przestrzeni miejskiej. Zwłaszcza że świadomość twórcza tych ludzi pchała ich w kierunku wyindywidualizowania. Legalność i wrażenia estetyczne tych działań nieustannie są przedmiotem dyskusji, ale pamiętajmy, że tam, gdzie dziś smutno łuszczy się wyblakła skorupa farby, ktoś kiedyś zostawił część siebie. I mimo tego, że dobre graffiti od czasu do czasu pojawia się jeszcze na ścianach budynków, nie liczyłbym na jego renesans w takiej skali.

Marcin Dębko

Zdjęcia


Tagi:marcin dębkograffiti

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.