galeria
Jakub Żulczyk "Ślepnąc od świateł" Wydawnictwo Świat Książki 2014
Topole szumiały cicho, a wiatr niósł delikatny zapach konwalii. W historii literatury zdarzają się książki niezwykłe. Ich moc jest w stanie zbudować w nas niezachwianą nadzieję i wlać odrobinę ciepła, jakie rozlewa się od klatki piersiowej po kończyny. Wzruszają i umacniają wiarę jak choćby "Ania z Zielonego Wzgórza". Cóż, książka Jakuba Żulczyka "Ślepnąc od świateł" do nich nie należy.Wszystkim, którym wydaje się, że Warszawa nocą jest jedynie roziskrzonym centrum, samochodowa wyprawa z dilerem kokainy zdejmie klapki z oczu. Brudny i zepsuty świat egzystuje bowiem tuż obok nas, tak blisko, że często go nie zauważamy lub nie chcemy zauważyć. Skorumpowani policjanci, zakłamani celebryci i zdegenerowani ludzie, których biały proszek napędza w wyścigu po pieniądze, będące jedynym wyznacznikiem osiągnięcia sukcesu. Po tygodniu spędzonym z głównym bohaterem naprawdę ciężko będzie się pozbierać. Książka Żulczyka wystawia na próbę wszystkie wartości wpajane nam od dziecka. Zawiera wiele brutalnych i niestety trafnych spostrzeżeń dotyczących rzeczywistości, w której przyszło nam żyć. Przypomina "Rok 1984" Orwella , gdyż odbiera nadzieję o jakiej pisałem we wstępie i choć stwierdzam to z bólem "Ślepnąc od świateł" paradoksalnie otwiera nam oczy.
P.S. To zadziwiające jak różne dziedziny sztuki zazębiają się ze sobą. Polecam Państwu pewien zabieg ( zwłaszcza niepoprawnym marzycielom). Po skończonej lekturze proszę sobie włączyć piosenkę "Blinded by the light" zespołu The Streets. Bez trudu znajdą ją Państwo w internecie. Na efekt nie trzeba będzie długo czekać.
P.P.S. Wkrótce możemy spodziewać się nowej książki Pana Jakuba, warto więc zapoznać się z jego wcześniejszą twórczością, zwłaszcza że jest to jeden z najciekawszych polskich pisarzy młodego pokolenia.
Ten Typ Mes "Ała" Wydawnictwo Alkopoligamia 2016
Ten Typ Mes (wł. Piotr Schmitd) jest postacią zasłużoną na hip-hopowej scenie, a robi wszystko, by na stałe zapisać się w historii polskiej muzyki. Czy nowa płyta mu w tym pomoże? Na pewno, bo choć jej tytuł "Ała" odnosi się do egzystencjalnego bólu, słuchanie albumu go nie wywołuje. Wręcz przeciwnie. Mes tekściarzem jest świetnym, co udowodnił już nie raz. Zabiegi, jakie stosuje w swojej liryce wykraczają daleko poza to czym raczy nas większość rodzimych raperów. Jak zwykle bezczelnie, błyskotliwie i zawadiacko punktuje ludzką ignorancję, nie zapominając przy tym o swoich wadach. Na szczególną uwagę zasługuje singlowy kawałek "Jak nikt", nagrany wespół z odkryciem sezonu - Kortezem. Ta piosenka to nastrój przez duże "n", można by rzec nastrój po stokroć. By osiągnąć taki efekt posiadanie niezwykłego talentu jest niezbędne. W warstwie muzycznej klasyka miesza się tu z nowoczesnościa. Na szczęście nowoczesność ta, nie jest tępą łupanką przyprawiającą słuchacza o atak padaczki, ale swoistą współczesną symfonią, zagraną z gustem, smakiem, a przede wszystkim pomysłem. Całości dopełniają instrumenty dograne na żywo, co zadaje kłam twierdzeniu, że hip-hop jest sztucznie wyprodukowanym tworem bez duszy. W zalewie tandetnych i przeciętnych albumów, jakie co roku zalegają na sklepowych półkach, przypominając czarne niebo bezgwiezdnej nocy, "Ała" jest przebłyskiem światła, dającym nadzieję na to, iż młodzi twórcy, świadomi swojej misji jako artyści nie pozwolą, by sztucznie lansowane produkty muzykopodobne stanowiły definicję współczesnej sztuki. I chwała im za to.
Marcin Dębko
Tagi:recenzjamarcin dębko