galeria
Józef Rybiński "Słońce na miedzy"
Wydawnictwo Pojezierze Olsztyn - Białystok 1983
Cofnijmy się niemal o sto lat. Przywdziejmy lnianą koszulę i materiałowe spodnie, przewiązane sznurkiem w pasie, by ruszyć boso przez pole, czując pod stopami rozsypujące się grudki spieczonej ziemi. Posłuchajmy opowiadań dziadka Eliaszewicza, poznajmy Jaśka - mistrza wybijania "wałaczonna", pojedźmy na wycieczkę do Grodna ze stryjkiem, natomiast wujka spotkajmy na jarmarku w Kuźnicy, gdzie odwiedzimy sklep serdecznego Żyda Lejbki. Nacieszmy oczy krajobrazem dziewiczego lasu, poznajmy moc, która jest zarazem darem i piętnem znachorki, dajmy się przeniknąć głębią mistycyzmu natury. Następnie owińmy onuce wokół stóp, załóżmy kamasze i wojskowy mundur i po odbyciu szkolenia w 5. pułku lotniczym w Lidzie stańmy do walki o wolność Polski w II wojnie światowej, po czym wróćmy w rodzinne strony do Saczkowiec, wsi, której nie ma na mapach. Mógłbym powiedzieć, że "Słońce na miedzy" Józefa Rybińskiego to ciekawe opracowanie antropologiczne, zważywszy na gwarę, tradycję, obyczaje i codzienne życie Wschodnich Kresów zawarte w treści. Mógłbym powiedzieć, że to sylwetki wspaniałych osób, ludowe porzekadła i opowiadania oraz historie, które udało się ocalić od zapomnienia, but the point is that... "Słońce na miedzy" pachnie świeżym, swojskim chlebem. Tak żywych, barwnych, ciepłych i zwiewnych wspomnień, okraszonych zabawnym komentarzem, ze świecą szukać. Józef Rybiński zamknął w okładce archaiczny mikroklimat, poorany zmarszczkami niczym twarze starowierców. Bawi tylko po to, by w odpowiednim momencie wykorzystać literacki kunszt i dać odczuć odbiorcy sugestywny ból i rozgoryczenie, po czym wzruszyć do łez. Po lekturze tej książki człowiek zastanowi się dwa razy nad bezmyślnym rzucaniem niedopałków gdzie popadnie, bo każdy skrawek ziemi, na jakim stawiamy stopę, niesie w sobie niezwykłą historię. O skwarze i słotach, rozstaniach, powrotach, upadkach i wzlotach, bo działo się to tam.
Marcin Dębko