galeria
JERZY RAJECKI rocznik ‘66, urodził się w Hajnówce, zawodowo i życiowo związany jest z Białymstokiem, a całym sercem - z Podlasiem. Przez lata inspiracji i kadrów szukał na Białorusi i Litwie, żeby z dystansem spojrzeć na piękno rodzinnych stron, które od niespełna 10 lat z entuzjazmem utrwala. Niedawno ukazał się album pt. „Klimaty Podlasia”, zawierający prace fotograficzne z ostatnich lat. Ten zbiór fotografii to także fotoreportaż o znikającym świecie. Autor zatrzymuje w nim COŚ, co na naszych oczach odchodzi: drewniana architektura, krzywe płoty, babcie w chustkach, ławeczki sąsiedzkie, czy pelargonie w dubeltowych oknach…
Panie Jerzy, ponad 111 350 użytkowników portalu społecznościowego zachwyca się pana zdjęciami na stronie „Klimaty Podlasia” , wśród nich i ja… ale obraz Podlasia w pana ujęciu – niczym stare zdjęcie blednie, jest go coraz mniej, a niedługo może go nie będzie…
Tak, to prawda, ten świat odchodzi, ginie, ale na szczęście jest tu też trochę optymizmu: ludzie jednak coraz częściej doceniają te nasze wsie, stare domostwa i podnoszą je z zapaści, w jakiej się znalazły. Obserwuję to i mam też nadzieję, że będzie coraz lepiej. Rozmawiam z wieloma ludźmi, którzy chcą kupić domostwa, którzy szanują tradycję drewnianej zabudowy. W pewnym momencie wyglądało na to, że nastąpi upadek tego drewnianego budownictwa, ale, na szczęście, nastąpił zwrot i ludzie zaczęli jednak bardziej doceniać to, co swoje, tradycyjne: te piece, domostwa, zagrody… Wierzę, że to będzie szło w dobrym kierunku, że trend się utrzyma, może nie w takim kształcie jak kiedyś - z gospodarzeniem, ale jako formy letniego wypoczynku i rekreacji.
Teraz prośba o „wypełnienie” krótkiego kwestionariusza: fotografia to…
Odpowiedni moment, światło, ale i pomijanie czegoś na rzecz uwypuklenia czegoś innego, no i pomysł.
Najważniejszy fotograf…
Wołkow, on też ten region ukochał. On fotografował tylko i wyłącznie Podlasie, ale robił to całkiem inaczej ode mnie, ale tak jak ja - dostrzegał piękno otoczenia. Kiedyś będąc w terenie, usłyszałem o sobie: „o pan, chyba kontynuuje misję Wołkowa”. Jeżdżę w teren jak on, z ludźmi się zaznajamiam. On fotografował, jak to się mówi: powietrze i więcej fauny – ja jestem bliżej ludzi.
Patrzę na pana kadry i przychodzi mi do głowy, że pan musi te wszystkie miejsca po prostu kochać… jest tu uczucie do tego, co się znajduje po drugiej stronie obiektywu.
Oczywiście, najlepiej w fotografii wychodzi fotografom to, co człowiek kocha. Jeśli kocha się przyrodę, zwierzęta: konie, koty i tak dalej – to przelewa się to uczucie, jeżeli ludzi i swoje otoczenie - to fotografuje sercem, nie rozumem. Nie patrzy się wtedy na ustawienia w aparacie, czy techniczne rzeczy - tylko robi się od serca. Ja bardzo kocham tę ziemię, kocham tych ludzi i przede wszystkim jestem otwarty na tę przestrzeń cały czas. Zresztą, nie może być inaczej – stąd się wywodzę od maleńkości – od pędraka boso biegałem po tych ścieżkach i wciąż je przemierzam. Pewnie dlatego te zdjęcia takie, a nie inne mi wychodzą i bardzo widać w nich taką moją nutkę.
Gdzie pan się uczył sztuki fotografii?
Nigdzie, samo wyszło – najpierw uczyłem się wyjeżdżając za wschodnią granicę – na Litwę, Białoruś. Tam uczyłem się w praktyce podstaw fotografując zabytki – cerkwie, kościoły i tam wszystko się zaczęło. Później już, z lepszym sprzętem, mogłem się skupić wyłącznie na otoczeniu. Jestem samoukiem, nawet za bardzo nikogo nie pytałem – sam doczytywałem i sam dochodziłem do rozwiązań w praktyce. Zresztą, czasem pewnie wychodzą na zdjęciach jakieś niedobory w warsztacie, ale ze zdjęciem jest czasem tak, że jak człowiek jest w konkretnej sytuacji to ustawienia aparatu przestają być ważne, czyli poruszenia itp. schodzą na drugi plan: ważny jest człowiek, albo krajobraz, jakiś pomysł, albo moment…
Powiedział pan, że kocha tę ziemię… ale do której wsi, okolicy wraca pan z aparatem najchętniej?
Jest taki obszar naszego województwa, do którego często wracam, od Bugu: Siemiatycze, Hajnówka, Bielsk i Sokólszczyzna. Ten obszar od Bugu po Biebrzę cały czas odwiedzam i on wydaje mi się dosyć jednolity, ze swoim kulturowym wymieszaniem – ja się tu po prostu dobrze czuję. Kiedyś jeździłem też od Wysokiego Mazowiecka i po Łomżę, ale przestałem, bo: ludzie tam mówią, że to już nie Podlasie, i tam jest inna zabudowa i mentalność ludzka także. Granicę sobie postawiłem na Wiźnie po Biebrzę. Ulubionym terenem jest miejsce, gdzie się wychowałem miedzy Bielskiem Podlaskim a Hajnówką, ale Sokólszczyznę też bardzo lubię.
Wspomniał pan o mentalności… jak czytamy w starannie zredagowanym albumie: „Człowiek z Podlasia, przyciąga otwartością, nikogo nie udaje, jest bogaty własną tożsamością. Jest prawdziwy.” Pan się z tym bardzo identyfikuje?
Zdecydowanie, lubię ludzi autentycznych, otwartych, takich jacy są u nas. Na prowincji nie ma blichtru, udawania. Jeśli chcesz się spotkać z człowiekiem i z nim porozmawiać, zaprzyjaźnić - to musisz być otwarty, bo on od razu ten fałsz wyczuje. Jeśli ktoś przyjedzie z innej części kraju, wiadomo, że będzie rozmawiał na inne tematy, u nas każdego przyjmuje się jak gościa, ale będzie to zawsze przyjezdny. Jeśli jestem w terenie, to automatycznie się utożsamiam z tym ludźmi, a oni ze mną. Ja znam ich mentalność – oni znają mnie, wiem od czego zaczynać rozmowę, czym kończyć, czego unikać. Zresztą to też kwestia doświadczenia, w końcu mam już 54 lata i poznałem ludzi, otoczenie, ale przede wszystkim tu się wychowałem i wiem, że ludzie stąd są gościnni i otwarci, a szczególnie kiedy wobec nich jest się także otwartym.
Czyli mamy już odpowiedź na pytanie, o pańskich portretowanych - najczęściej osoby starsze, które z sympatią i naturalnością spoglądają w obiektyw, one po prostu rozmawiają ze swoim…
Zgoda, ale trzeba w odpowiednim momencie wyjąć aparat i tak jak w krajobrazie – np. wychodzi – tęcza po deszczu i są piękne kolory. Trzeba w TEJ sekundzie ustawić parametry i trach – zdjęcie! Niby łatwe, ale niełatwe – bo trzeba trafić na ten odpowiedni moment.
Jest pan chyba dzięki fotografowaniu, trochę etnografem, trochę socjologiem, a czasem psychologiem – pewnie pan wysłuchuje też masę opowieści?
Tak, to prawda, wysłuchałem ogromną ilość opowieści, historii, legend. Żałuję że niektórych nie nagrałem, bo fotografować i nagrywać jednocześnie byłoby niemożliwością. Chociaż część, na szczęście, zarejestrowali ludzie, którzy ze mną jeździli, coś może zostanie po tych spotkaniach oprócz obrazu. Mam nadzieję, że część tych historii zostanie wykorzystana w publikacji, nad którą teraz pracuję.
Kilka razy padło już tu hasło: Sokólszczyzna – jak się ona panu jawi?
Sokólszczyzna jest ogromna: od Biebrzy po rejony Dąbrowy Białostockiej, aż po granice państwa. To bardzo piękny i malowniczy subregion. Kiedyś mój kolega, który ze mną często po niej jeździł nazwał Sokólszczyznę – małą Litwą. To takie kresy w pigułce. Pagórkowatość jak na Nowogródczyźnie i ludzie tacy kresowi – może ciut inni niż na Bielszczyźnie i Hajnowszczyźnie, ale fajni, otwarci. Najbardziej lubię jeździć, i tam mam najwięcej znajomych, w okolicę Zwierżan, Cimaniów - z jarem jak Bieszczadach, w okolice Dąbrowy i Lipska. Bardzo interesujące są także Poniatowicze, Klimówka – gdzie nie spojrzysz… mnóstwo ciekawych wsi i tematów do fotografowania. Jest tu jeszcze mnóstwo miejsc, do których chciałbym dotrzeć.
Podlasie w pana ujęciu: to sielska wieś, w pięknym, ciepłym, złocistym świetle… gdzie do Boga i natury wydaje się bliżej, gdzie czas przystaje… idylla?
Idylla, choć niektórzy twierdzą, że w moich zdjęciach jest za dużo przaśności, że to obraz ubogiej, zacofanej podlaskiej wsi. Za mało asfaltu, betonu, autostrad itp. jako synonimu postępu. Wiadomo, że fotograf traktuje wybiórczo obraz, nie interesują mnie „bogate” podwórka obsadzone tujami, które też spotykam. Ja lubię prostych, spokojnych ludzi w ich naturalnej scenerii. Tak jak było kiedyś w latach 70. Pamiętam to – ludzie byli bliżej siebie, nie śpieszyli się tak jak teraz, po pracach polowych spotykali się na ławeczkach, gawędzili, śpiewali. A teraz bardzo się oddalają. Jechałem ostatnio autobusem miejskim – w nim 7 ludzi i każdy wpatrzony w swoją komórkę, kiedyś w takim „empeku” to wrzało od rozmów. Zły kierunek obrała ludzkość - ja na swoich zdjęciach przedstawiam, moim zdaniem, ten właściwy. (śmiech)
Album otwiera, przepiękne zdjęcie, właśnie związane z okolicami Sokółki, proszę o nim opowiedzieć…
Zdjęcie zrobione 7 lat temu na przedmieściach Sokółki. Jest na nim pan Jan Leon, właściciel stada koni rasy sokólskiej. Spotkałem go z samego rana, kiedy szedł na swoje pole z końmi w okolicach Zawistowszczyzny. Przeprowadziliśmy tam wtedy dłuższą rozmowę, pan Jan pokazywał mi swoje konie i w pewnym momencie pokazał mi źrebaka i spontanicznie go ucałował, a ja miałem aparat w gotowości i zrobiłem tę fotografię, wiedziałem, że kiedyś znajdzie się na okładce.
Panie Jerzy, jest pan niczym jednoosobowa ambasada Podlasia, nie dość, że pan sam ukochał to miejsce, to dzięki pana zdjęciom setki, tysiące osób, także uległy jego urokom…
Coś w tym jest, od wielu lat ludzie zewsząd pytają mnie o trasy, agroturystykę, ciekawe miejsca na wypoczynek, ale i zamieszkanie. Myślę, trochę będę teraz nieskromny, że przez tyle lat za pośrednictwem zdjęć przyciągnąłem mnóstwo ludzi na Podlasie, ale i wielu z nich na powrót doceniło tę tradycję, którą przestali zauważać. Pamiętam taką historię, w miejscowości Kobyla, fotografowałem drewniany ganek, wyszedł właściciel posesji i mówi - Pan Rajecki? - Tak! - A wie pan skąd ten ganek i jak tu trafiłem? Dzięki pana zdjęciom. Mieszkałem w Szwajcarii, tak się zakochałem w pana zdjęciach, że kupiłem dom i tu się sprowadziłem.
Jeśli ktoś byłby zainteresowany posiadaniem pana albumu, co powinien zrobić?
Powinien się bardzo pośpieszyć, albumów zostało już bardzo mało, a nie będzie dodruku, bo zajmuję się już czymś innym, czymś co ukaże się wiosną. Telefon kontaktowy jest na stronie „Klimaty Podlasia”, zapraszam.
Dziękuję serdecznie za przemiłą rozmowę a także za utrwalanie piękna Podlasia i Sokólszczyzny.
Ja również dziękuję.
Aneta Tumiel
Zdjęcia możemy obejrzeć na: https://www.facebook.com/Klimaty-Podlasia-710595632710041
Tagi:aneta tumielJerzy RajeckiKlimaty PodlasiaKlimaty Jerzego Rajeckiego