Harlan Coben jest jak stary przyjaciel. Nie zaskoczy, ale też nie rozczaruje. To solidna firma. Uznanie zdobył dzięki takim tytułom jak "Bez skrupułów", "Nie mów nikomu", "Kilka sekund od śmierci" czy "Tęsknię za tobą". "Już mnie nie oszukasz" to jego najnowszy, pachnący jeszcze świeżą farbą drukarską thriller psychologiczny. Stary wyga udowadnia nim, że nieprędko da się strącić z piedestału mistrza mrocznych sensacji. Maya Stern od niedawna jest wdową. Samotnie wychowuje dwuletnią córkę Lily. Swoją karierę wojskową zakończyła w oparach skandalu. Dziś musi odnaleźć się w zwyczajnym życiu. Przyjaciółka ofiarowuje jej cyfrową ramkę na zdjęcia z wbudowaną kamerą. Ma to zapewnić bezpieczeństwo małej Lily, a Mai pomóc zachować kontrolę. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że na jednym z nagrań Maya dostrzega swojego zmarłego męża. Po krótkim, leniwym wstępie Harlan Coben rzuca nas na kolana. Atmosfera ze strony na stronę gęstnieje jak kisiel. Wątki i niewiadome rozgałęziają się jak koryta rzek. Uczucie grozy wciąga i elektryzuje. Autor pcha swoją bohaterkę w ramiona paranoi. Bo komu można zaufać, jeśli nie ufa się już nawet sobie? Coben nie stara się przemycić w tle głębszych myśli, problemów socjologicznych czy pokątnie uwrażliwić nas na coś. Nie uświadczymy tu chwytających za serce cytatów. Książce tej bliżej do kuźni niż do kwiaciarni. To mocna, męska, sensacyjna literatura w pełnym znaczeniu tego słowa, do granic eksploatująca najlepsze cechy gatunku. A czy Herlan Coben stanie się następcą Rexa Stouta? Nie wiem, ale życzę mu tego z całego serca.
Marcin Dębko
Tagi:marcin dębkoDo poczytaniaHarlan CobenJuż mnie nie oszukasz