galeria
Rekreacyjną lekturę dla Panów ustaliliśmy w ostatnim numerze IS. Co zatem Panie mogą zabrać ze sobą w podróż nad morze czy w góry? Istnieje książka perfekcyjnie pasująca do damskiej torebki. Carol Snow (w wolnym tłumaczeniu Karola Śnieg – tak, to kobieta) już o to zadbała. "Hawajskie alibi" ma wszystko, co niezbędne na urlopie. Wakacyjny tytuł, zabawną narrację i totalną beztroskę. Jimmy zabiera swoją dziewczynę - Jane na malowniczą i egzotyczną wyspę Maui. Mają to być wakacje ich życia. Jane jest wniebowzięta mimo tego, że od początku nie wszystko idzie zgodnie z planem. Ale plan nie zakładał też zniknięcia Jimmy'ego, a tak się stało. Co zrobi samotna Jane? Czy Jimmy naprawdę zniknął? Co to luau? Wszystkiego dowiemy się w swoim czasie. Pani Carol okazała się niezwykle sprawną pisarką. Pisze swobodnie, klarownie i bez nadęcia. Nie stara się stworzyć monumentalnego dzieła, poruszającego serca i wyciskającego łzy (no chyba że ze śmiechu). Miesza ze sobą wątek komediowy, kryminalny, obyczajowy i romantyczny. Jej bohaterka przypomina nieco Bridget Jones (to komplement, nie zarzut). Jest to rozrywkowa twórczość i taka ma być. To czasoumilacz, który sprawdza się w swojej roli jak stary aktor. Ta książka to latte macchiato literatury. Bardziej mleko z kawą, niż kawa z mlekiem. Jest stworzona z myślą o kobietach. Jak piwo z sokiem. I tak należy do niej podejść. Jest lekka, letnia (nie chodzi o temperaturę) i niezobowiązująca. Idealna do wypoczynku i jako aperitif przed czymś mocniejszym. A swoją drogą, kto nie lubi wypić piwa z sokiem od czasu do czasu?
Marcin Dębko
Tagi:recenzjamarcin dębko