Któż z nas nie marzył w dzieciństwie o wakacyjnej przygodzie? Jakiejkolwiek, a zwłaszcza takiej z poszukiwaniem skarbu w roli głównej. Pisarze urzeczywistniali te wizje na kartach książek, rozbudzając tym samym naszą wyobraźnię. I gdy wydawać by się mogło, że tytuły takie jak "Podróż za jeden uśmiech", "Pan Samochodzik i templariusze" czy "Wakacje z duchami" w dobie "Harry'ego Pottera" odchodzą do lamusa, pojawia się Robert M. Rynkowski z młodzieżowo-przygodową propozycją "Szyfr, muzeum i sykomora". Aneta i Karolina, dwunastoletnie przyjaciółki z Warszawy, spędzają wakacje we wsi Stary Róg na Suwalszczyźnie. Podczas rodzinnego obiadu wychodzi na jaw, że prapradziadek Karoliny ukrył tu skarb i zostawił tajemnicze wskazówki prowadzące do jego lokalizacji. Z pozoru nudny wyjazd zmienia się w pełną ekscytacji eskapadę, a rezolutne dziewczyny z właściwym sobie entuzjazmem pokonują wszelkie trudności, by sekret sprzed lat ujrzał światło dzienne. Serce rośnie, a łezka wzruszenia kręci się w oku na myśl, że ktoś jeszcze kultywuje tradycję pisania takich powieści. "Szyfr, muzeum i sykomora" jest skarbem samym w sobie. To zapomniany, zakurzony i ukryty rodzaj literatury niosącej w sobie wartość ponadczasową, droższą niż złote monety i naszyjniki z pereł. Zawiera najlepsze cechy swoich poprzedniczek, jak sympatyczni bohaterowie, dreszcz emocji i walory edukacyjne. Nie wiem, na ile okaże się atrakcyjna dla współczesnego odbiorcy, gdyż nikt tu nie strzela z laserowej broni, ale siłę przyjaźni eksponuje dobitnie. I to jest najważniejsze, mój Młody Czytelniku. A teraz ciekawostka. Żona Pana Roberta jest sokółczanką, akcja powieści rzuca więc Anetę i Karolinę do naszego miasta, a ściślej do "Starej szkoły", w której mogą Państwo zapoznać się z książką przed jej zakupem.
Marcin Dębko