galeria
Fiona Cummins "Grzechot kości" Wydawnictwo Amber 2017
Rekomendacji Ci u nas dostatek. I tak: Krajewski rekomenduje Kwiatkowską, Bonda - Mroza, Miłoszewski - Bondę, Lichota - Puzyńską, Puzyńska - Opiat-Bojarską, Opiat-Bojarska - Łatkę, Czubaj - Ostaszewskiego, Ostaszewski - Matyszczak. Naprawdę, a to tylko polskie podwórko. Stephen King poleca wszystkich, natomiast Simon Beckett - debiut Fiony Cummins. Czy polecenie to godne jest polecenia? Detektyw Etta Fitzroy, której w życiu znów nie wyszło, ściga seryjnego mordercę znanego jako Kolekcjoner Kości. Kolekcjoner Kości, który schedę tę przejął po przodkach, gdyż zabójstwami parali się zarówno jego ojciec, jak i dziad, ściga chłopca cierpiącego na fibrodysplasia ossificans progressiva, uznając go za interesujący okaz. Chłopiec z kolei ściga się z czasem, bo niewiele mu go zostało. "A teraz jedziemy po bandzie!" - krzyknął Robert Kubica, wykonując spektakularną kraksę. To ta książka. Jest jak cyrk osobliwości, jak mutacja genetyczna - fascynująco brzydka. W zalewie thrillerów nie wyróżnia się językiem ani stylem. Można powiedzieć, że Pani Fiona napisała ją przeciętnie. Zawiera mnóstwo błędów w druku, jakby wydana była po macoszemu. Komendant policji jest przesadnie wulgarny, a finał raczy nas odpowiednio ohydną sceną. A jednak ma w sobie nie tyle to coś, co jakieś coś, co nie pozwala się od niej oderwać. Nie rozumiem i nie chcę rozumieć tego fenomenu. Doprawdy, piękna brzydota.
Marcin Dębko
Tagi:powiat sokólskirecenzjamarcin dębkoF. Cummins "Grzechot kości"