O czym myśli radny Hołownia?

O czym myśli radny Hołownia?

Z pewnością każdy, kto oglądał, lub brał udział w sesji Rady Powiatu musiał się zastanawiać, o czym myśli radny Jarosław Sylwester Hołownia. Ciężko się nad tym nie zastanawiać, kiedy podczas każdej (trwającej średnio 3 godziny) sesji, uczepiony mikrofonu radny zawłaszcza sobie od 1,5 godziny do 2 godzin czasu (liczyłem!). I nikt nie wie o co mu właściwie chodzi!

Rzecz jest na tyle poważna, że z ust radnych padają przypuszczenia, z których wynika, że radny Hołownia nie jest w stanie piastować urzędu, do którego w zaufaniu powołali go wyborcy. Dokładnej treści tych przypuszczeń lepiej nie przytaczać, choć nie mam wątpliwości, że powstały one nie na skutek złośliwości, lecz autentycznej troski.

A ja taką już mam naturę, że we wszystkim, wręcz obsesyjnie szukam logiki i racjonalnego sensu. Dlategóż właśnie mnie te przypuszczenia nie zadawalają. Bo choć pojedyncze zachowanie może być irracjonalne, to w długotrwałym i systematycznym działaniu radnego Hołowni musi być jakaś logika, choćby pokręcona, i musi być jakiś sens, choćby jego własny. No po prostu musi!

Po wyczerpujących analizach, jedyna teoria jaka ma jakiś procent prawdopodobieństwa, to taka, że radny Hołownia próbuje się kreować jako taki "ostatni sprawiedliwy". Taki "ostatni sprawiedliwy", który jest sam przeciwko wszystkim i zawsze głosuje sam przeciwko wszystkim, choćby było to bez sensu, lecz jako "ostatni sprawiedliwy", wcale a wcale się tym nie przejmuje. Taki, który zawsze sam proponuje swoją kandydaturę i jako jedyny sam na siebie głosuje. Taki "ostatni sprawiedliwy", który nie da sobie odebrać mikrofonu, choć jego czas się skończył już 10 minut temu. Taki, który podczas swoich monologów nie przejmuje się wcale tym, co w chwili obecnej dzieje się na sali. Nie przejmuje się tym, że mikrofon jest wyłączony, a od 5 minut trwa przerwa. Kompletnie nie zdaje sobie sprawy, że przemawia do pustej sali i na tej samej zasadzie, gdy ktoś przemawia do niego, wydaje się być gdzieś bardzo bardzo daleko...

Nie przejmuje się też tym, że w kółko pyta o rzeczy, które były już omawiane. Wiedziałby o tym, gdyby słuchał wypowiedzi innych radnych, zamiast w tym czasie przygotowywać 36 lub 37 pytanie. Nie przejmuje się nawet tym, kiedy ktoś na jego pytania odpowiada, bo nie może jednocześnie słuchać i skrzętnie notować kolejnych. Bo "ostatni sprawiedliwy" nie musi się przejmować kulturą wypowiedzi, tak samo jak nie musi szanować ani swoich rozmówców, ani tym bardziej ich czasu.

Radny Hołownia bez wątpienia musi też być fanem powieści detektywistycznych. Niczym Sherlock Holmes śledzi kto jakim samochodem przyjechał do pracy, bo niedaj Boże ktoś musiał samochód pożyczyć i nie jest to ten sam, który znajduje się w oświadczeniu majątkowym. Szpieguje, czy ktoś przypadkiem za swoje własne pieniądze nie kupił sobie lustra do gabinetu i niczym wytrawny detektyw zbiera papierki wokół bankomatu, ażeby sprawdzić kto ile wypłacił. Nie śpi po nocach, tylko szuka nieścisłości i paragrafów, które okazują się bezzasadne, by podczas sesji móc złożyć skargę, która również okaże się bezzasadna.

Jeżeli radny Hołownia nie ma agenta od PRu i strategii, to powinien takiego zatrudnić, a ze względu na ogromne wyzwanie jakie stanowi, uczciwie potroić jego wynagrodzenie. Jeżeli jednak takiego agenta ma, to powinien nie tylko go zwolnić, ale także go pozwać do sądu za straty moralne i wizerunkowe.

Bo miał być "ostatni sprawiedliwy", a wyszedł "jedyny upierdliwy", miał być Sherlock Holmes, a wyszedł Inspektor Gadżet...

 

 

 

Edward Horsztyński

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.