galeria
Zapach benzyny, uszy bolące od dźwięków silnika i szybka jazda. Można wysnuć wniosek, że są to rzeczy interesujące tylko mężczyzn. Nic bardziej mylnego! Paula Kucharewicz udowadnia, że w sportach motorowych, płeć nie ma znaczenia.
Od jak dawna startuje Pani w rajdach?
Na poważnie rajdami zajęłam się w 2014 roku, chociaż samochody towarzyszyły mi od dziecka. Od zawsze je kochałam. Ale nigdy nie próbowałam się ścigać. Z kolei mój brat - Patryk - sporo osiągnął, był w czołówce rajdowych Mistrzostw Europy. Pomyślałam więc, że może przyszła kolej i na mnie, abym i ja spróbowała swoich sił w tym sporcie. Akurat były organizowane Wschodnie Mistrzostwa Off-Road. Nie zastanawiałam się długo. Pojechaliśmy z Przemysławem Wdowiakiem na te zawody Jeepem Grand Cherokee z 2005 roku. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kurz i zapach benzyny staną się moją pasją. Na kolejne starty, tym razem w rajdach na twardej nawierzchni, nie trzeba było długo czekać. Już niespełna miesiąc później odbyły się bowiem Samochodowe Mistrzostwa Białegostoku. Rajd również dla amatorów, niewymagający licencji. Wystarczyło prawo jazdy, sprawny samochód oraz kaski dla załogi. W tym czasie w rajdach jeździła jeszcze załoga z Sokółki w składzie Michał Paszko, Paweł Rybiński. To od nich dowiedziałam się o kolejnej imprezie. Tak naprawdę niewiele trzeba było do startu w tych zawodach. W ciągu dwóch dni wraz z Przemkiem i Wojtkiem Kwasowskim, który jest obecnie naszym mechanikiem, znaleźliśmy auto. To Volkswagen Polo z silnikiem 1.6 Gti z 2000 roku. Pod maską znajdował się 126-konny silnik. Auto było przystosowane do rajdów – posiadało m.in. klatkę bezpieczeństwa, sportową skrzynię i zawieszenie. Auto pierwotnie miało nam służyć tylko na jeden rajd, ale stało się inaczej. Samochód jest w naszym zespole do dziś i to na nim właśnie startujemy w zawodach.
Czy jest to czasochłonne zajęcie?
Oj tak! Zdecydowanie. Rajdy w sezonie odbywają się dość regularnie - co kilka tygodni, ale pomiędzy nimi trzeba się przecież przygotowywać. Trenujemy w zasadzie codziennie. Dodatkowo dochodzą inne obowiązki, związane z zespołem - ciągłe konsultacje z mechanikami odnośnie przystosowania samochodu do kolejnego rajdu, wyszukiwanie części, akcesoriów. To wszystko pochłania bardzo wiele czasu. Trzeba też dbać o formę, bo rajdy są przy tym dość mocno obciążające fizycznie, dlatego aby lepiej znosić trudy zmagań należy systematycznie trenować i ćwiczyć kondycję.
Czy na zawodach spotyka się wiele kobiet – rajdowców?
To ciekawe, ale kobiety są w zdecydowanej mniejszości. Nie ma nas wiele, ale dość mocno się wyróżniamy! I to nie tylko ze względu na naszą płeć, w przecież, typowo męskim świecie, ale również z uwagi na wyniki. Bardzo mnie to cieszy, że podczas rajdów spotykam coraz więcej pań. Kobiety - kierowcy choć nie zdarzają się często, ale to wbrew pozorom nie jest słaba płeć. Faceci mają z nami ciężko... (śmiech). To pewnie ze względu na naszą wrodzoną nieustępliwość... Jak kobieta sobie postawi jakiś cel do zrealizowania to nie odpuści i go osiągnie. Walczymy jak równy z równym. Nie ma dla pań taryfy ulgowej. Nikt nie daje nam fory z tego powodu. Na rajdowych trasach nie ma miejsca na typowo damsko - męskie uprzejmości. Jest twarda walka o ułamki sekund i tyle! Ale to dobrze, bo dzięki temu przynajmniej czuję, że wszystko zależy w stu procentach wyłącznie ode mnie, mojego zespołu, naszych umiejętności i przygotowania. Wiem, że to co uda się mi osiągnąć zawdzięczam sobie, swojej pracy i zespołowi.
Na pewno budzi Pani duże zainteresowanie w środowisku rajdowym. Może Pani w jaki sposób jest Pani odbierana?
Nie przesadzajmy.. Wszak nie jestem jedyną kobietą za kółkiem. Ale faktycznie spotykam się z miłymi gestami ze strony kierowców. Czasami zdarza się, że traktują mnie nieco z dystansem, ale... szybko zmieniają zdanie gdy stoję z nimi na pudle. Stojąc na podium obok mężczyzn, czuję, że zyskuję ich szacunek jako kierowcy. I, co bardzo ważne, wiem, że to zasługa moich umiejętności a nie tego, że jestem kobietą.
Czy miała Pani jakieś niebezpieczne sytuacje?
Oczywiście, niebezpieczne sytuacje zdarzają się niemal zawsze. W zasadzie na każdym rajdzie dochodzi do mniej lub bardziej groźnych chwil. To sport ekstremalny. Wysokie prędkości, walka o każdą dziesiątą część sekundy i ogromna adrenalina. Ale dzięki skupieniu na trasie nie myślę o tym co się może zdarzyć. A zdarzyć się może przecież wszystko. Jednak nie o to chodzi. Oczywiście trzeba uważać, aby nie przesadzić bo to może skończyć się źle, ale to jest sport, emocje których dostarcza sprawiają, że siedząc za kółkiem zwyczajnie o tym nie myślę. Gdyby było inaczej, byłabym spięta i pewnie nie byłabym wstanie jechać. Pod tym względem trzeba mieć czystą głowę. Ale oczywiście trzeba przy tym uważać.
Jak wygląda współpraca z pilotem podczas rajdu?
Cały czas doskonalimy naszą współpracę. Choć i tak, w mojej ocenie jest ona wzorowa. Nie mogłabym sobie wyobrazić pracy z kimś innym. Pilot to oczy kierowcy. Dlatego musi mu ufać bezwzględnie. Drobna pomyłka w odczycie trasy może się przecież skończyć tragicznie. Nie ma czasu na reakcje, to ułamki sekund dzielące instrukcje wypowiadane przez pilota od decyzji kierowcy. Dlatego zaufanie jest absolutną podstawą w tym tandemie. W naszym wypadku tak właśnie jest. Rozumiemy się coraz lepiej, czasami wręcz bez słów. Pilota i kierowcę łączy specyficzna więź - jesteśmy od siebie uzależnieni. Ani ja, ani on - oboje nie możemy sobie przecież pozwolić na błąd.
Plany na przyszłość?
To nasz pierwszy pełen sezon. Naszym celem jest jego ukończenie na jak najwyższym miejscu. W między czasie planuję zdobyć kolejną licencję.
Największy sukces?
Dla tak młodego zespołu jak nasz sukcesem jest każdy ukończony rajd. Oprócz umiejętności, doświadczenia trzeba mieć też sporo szczęścia. Dlatego przez cały czas ciężko trenujemy, aby doskonalić nasze umiejętności. Doświadczenie przyjdzie z czasem i z każdym kolejnym startem. A szczęście - cóż... sprzyja lepszym... Dotąd, naszym największym sukcesem było zajęcie trzeciego miejsca podczas trzeciej rundy pucharu "Szuter Cup" - Warmińskie Szutry.