galeria
Pierwotnie w Jednostce Zawodowej Straży Pożarnej w Sokółce pracowali strażacy, których wyłaniano spośród ludzi, którzy grali w orkiestrze OSP. Dopiero po przyjęciu do pracy byli kierowani na podstawowe szkolenia.
- Pan Leszczyński, kapelmistrz a zarazem kierowca, ściągał do orkiestry ludzi, którzy troszeczkę znali się na fachu i w taki sposób rozpoczynali pracę w ZSP - opowiada ppłk. Stanisław Szoda, emerytowany Komendant Zawodowej Straży Pożarnej w Sokółce.
Jak wspomina pan Stanisław, ZSP powstała w 1951 r., jednak na początku nazywało się to Pogotowie Zawodowej Straży Pożarnej. Dopiero po 2-3 latach przyjęło nazwę ZSP.
Początki formacji były trudne. Strażacy pozyskiwali samochody ratownicze z demobilu.
- Mieliśmy samochód dostawczy ZiS z drewnianą kabiną, wysłużony w wojsku. Dopiero w latach 60-tych sytuacja w kwestii sprzętu trochę się poprawiła - wspomina Komendant Szoda, który służył w PSP od 1957 r.
Kiedyś niełatwo było o wsparcie strażaków, żeby ich wezwać trzeba było znaleźć najbliższy telefon, co w tamtych latach wcale nie było proste. Problem był też z powiadamianiem ratowników. Nie dostawali, tak jak teraz, wezwania na swój telefon. OSP było wyposażone w różnego rodzaju gongi. W Sokółce wybudowano wieżę pod gong, co znacznie ułatwiło wzywanie strażaków na akcję.
Przed II wojną światową siedziba straży pożarnej mieściła się w Sokółce na ul. Gęsiej. Po wojnie remizę przeniesiono do pożydowskiego magazynu pakuł, czyli w to miejsce, gdzie jednostka mieści się do dzisiaj. Co ciekawe, kompleks był systematycznie remontowany i rozbudowywany przez strażaków w czynach społecznych.
- Musieliśmy sami poszerzać budynki, budować wieżę. Służba była w systemie 24h w jednostce, 48h wolne, w tym czasie pracowaliśmy również przy udoskonalaniu naszej placówki. Dopiero obecnie te działania są finansowane przez państwo za pośrednictwem samorządów- przypomina nasz rozmówca.
Zapytany o najtrudniejszą akcję jaką pamięta, pan Stanisław Szoda opowiedział o zdarzeniu z 1959 r., które miało miejsce niedaleko Kuźnicy, we wsi Cimanie. Spaliło się wtedy ponad 30 budynków. Trudność tej akcji polegała przede wszystkim na braku wody. Jedynie jednostka w Sokółce miała beczkowóz o pojemności 200 litrów, a w miejscowości Cimanie wody nie było, próbowano dowodzić ją w beczkach.
- To była pożoga, nie było ratunku. Większość budynków była kryta słomą. Jedyne co nam sprzyjało, to ukształtowanie terenu. Wieś była położona w ten sposób, że wznosiła się pod górkę, a następnie opadała dół. Rozebraliśmy kilka budynków, żeby zrobić przerwę i powstrzymać ogień, aby nie miał możliwości przenieść się na kolejne - relacjonuje pan Stanisław.
Jak się później okazało pożar wzniecił piorun, który uderzył w strzechę podczas mizernej burzy.
Tak było kiedyś. Dziś ratownikom wcale nie jest łatwiej, nie każdy może nim zostać. Jakie wobec tego trzeba spełnić warunki, żeby móc wstąpić w szeregi PSP? Trzeba mieć przynajmniej średnie wykształcenie. Najlepiej najpierw zaciągnąć się do służby w OSP lub posiadać kurs Strażaka Ochotnika. Ukończenie dodatkowych kursów specjalistycznych z zakresu podnośników hydraulicznych, drabin mechanicznych, kurs pilarza, płetwonurka ułatwiają etap rekrutacje. Przyszły strażak musi być też zdrowy. Trzeba mieć bardzo dobre zdrowie i sprawność fizyczną na bardzo wysokim poziomie, która weryfikowana jest pokonaniem toru przeszkód.
- Niektóre komendy, w tym nasza, życzą sobie, żeby kandydat miał prawo jazdy kategorii “C”, czyli na samochody ciężarowe. Jest ogłoszony nabór, w którym są określone wymagania, które trzeba spełnić żeby wejść do eliminacji. Następnie przechodzi się ciąg badań lekarskich u różnych specjalistów, ostateczną decyzję podejmuje psycholog podczas rozmowy z kandydatem - krótko i konkretnie objaśnia st. bryg. Dariusz Wojtecki, Komendant Powiatowy PSP w Sokółce.
Opr. Patrycja A. Zalewska