Pierwszy dron na pierwszą komunię…
To nie pomyłka, już nie - pierwszy telefon w ramach podarku, ale dron – to powinni podarować dziecku chrzestni – jeśli komunia ma być „na wypasie”… Tyle Internet… i pomyśleć, że zaledwie 30 lat temu wystarczyło wystane w kolejce wigry 3 albo zegarek – dla majętniejszych z melodyjkami… Tyle autopsja, bo rzeczone, granatowe „wigry” wciąż nabiera patyny w rodzicielskiej piwnicy. A co do zegarków, miałam przyjemność otrzymać: sztuk 5 , w tym 2 identyczne, bo rodzina się nie konsultowała – wszystkie ze wskazówkami, swojsko na ów czas brzmiącej marki: „Zaria”. Współcześnie uroczystość komunijna wymaga specjalnej oprawy, no i nakładów – nie bez powodu potocznie nazywa się ją „małym weselem”. Mile widziane obchody w lokalu – z niemal obowiązkowym udziałem animatorów zapewniających rozrywkę dla dzieci. Zrobiło się mocno komercyjnie, powstał cały rynek „zabezpieczający” usługi okołokomunijne. Nawet majowe reklamy marketów elektronicznych celują prosto w emocje małych… a żeby wydrenować kieszenie dużych. Okazuje się, że komunia - też biznes i hurtownie wypełnione: smartwatchami, komputerami, tabletami, konsolami – trzeba opróżnić na wiosnę!
Można tylko pytać: czy 8-latkowie są gotowi emocjonalnie na bycie bohaterem i gospodarzem „małych wesel” i jak w tym wszystkim nie stracić z oczu Sedna – Pierwszej Eucharystii…
Nie było prezentów, nie było gości
A żeby nieco przywrócić właściwe proporcje we współczesnym celebrowaniu pierwszej komunii, sięgam po badania Krystyny Cieśluk, która w okolicach Nowego Dworu, Dąbrowy Białostockiej, Różanegostoku rejestrowała obraz rzeczywistości pierwszokomunijnej sprzed wielu lat: „Gdy przychodził czas pójścia dziecka do Pierwszej Komunii, rodzice każdą wolną chwilę poświęcali, aby je dobrze przygotować. (…) Przygotowania zawsze prowadzili księża lub organista. Dzieci do tzw. «nauczki» chodziły przez okres miesiąca po zakończeniu roku szkolnego. Tam zapoznawały się z zasadami wiary i sposobem przyjęcia Komunii Św. Po zdanym egzaminie, w najbliższą sobotę miały wyznaczoną godzinę pierwszej spowiedzi. Po spowiedzi ksiądz zbierał młodzież na placu przy kościele, uczył, jak się mają ustawiać (…) i informował, że od sobotniej kolacji do niedzielnej uroczystości mają zachować wstrzemięźliwość od pokarmów, a od niedzielnego poranka do Mszy św. nie mogą nawet pić wody. (…) Po ceremonii ksiądz zapraszał wszystkie dzieci do siebie na plebanię, gdzie częstował je kawałkiem pieroga, mlekiem lub innym napojem, czasami owocami. Na tym cała uroczystość się kończyła. Nie było prezentów, nie było gości. Po powrocie do domu każde dziecko dostawało jeszcze coś do zjedzenia, zmieniało swoje odświętne ubranie i czym prędzej gnało bydło na pastwisko. Bardzo rzadko, nawet wtedy, gdy już pojawiły się aparaty fotograficzne, udało się zrobić zdjęcie komunijne. Odświętny strój do Pierwszej Komunii stanowił najczęściej ubiór wypożyczony od kogoś z rodziny lub znajomych. Dla dziewczynek była to często biała sukieneczka i welon. Do tego swoje, najczęściej czarne buty. (…) Chłopakom starano się uszyć chociaż białą koszulę z płótna, a spodenki mogły być różne."
Cytat i archiw. fot. pochodą z: Krystyna Cieśluk „Zwyczaje i wierzenia ludowe z okolic Lipska związane z weselem, chrztem, Pierwszą Komunią i bierzmowaniem” w: Biuletyn Konserwatorski Woj. Podlaskiego 2015,
Wyd. Wojewódzki Oddział Państwowej Służby Ochrony Zabytków.
A.Tumiel