Prawdziwe Prawdziwki - Sprzedaż artysty na sztuki

Prawdziwe Prawdziwki - Sprzedaż artysty na sztuki

Byłem w muzeum sztuki. Miło jest czasami pośmiać się z tego, jak ludzie musieli się namęczyć by „wrzucić” swoją twarz na ścianę. Nawet oglądanie martwej natury zmusiło mnie do pewnej refleksji. Nic się nie zmieniło od dziesięcioleci. Artyści malowali michy pełne owoców, a mniej uzdolnieni, współcześni ludzie wrzucają do Internetu talerze ze schaboszczakami.

Nagle... zobaczyłem coś. Jakiś chłopak wyciągał pewnej kobiecie portmonetkę.
Obudził się we mnie zmysł bohatera. Na razie nie wiedziałem, jakie mam supermoce, czy będę nosić pelerynę i czy jak Superman będę nosić majty na wierzchu, ale wiedziałem, że to jest TA chwila. Narodziny nowego herosa...
Korzystając z mocy moich szybkich trampków dotarłem do łotra i chwyciłem go za rękę.
-Niecny złodzieju! – powiedziałem, imitując głos i styl wypowiedzi jednego z herosów– Oddaj tej obywatelce to, co należy do niej!
Bandyta spojrzał na mnie bezczelnie.
-Ho, ho, ho! Proszę pana, to nie jest zwykła kradzież! To jest performance artystyczny!
W jednej chwili wokół nas zaroiło się od zwiedzających.
-Cóż za świeże podejście!
-Proszę okraść i mnie!
-A czy sandacza w porach to się dusi?!
-To komentarz społeczny w nurcie późnej literatury pozytywistycznej! Cóż za młody, uzdolniony człowiek! Bolesław Prus ulicy!
-Pan niszczy sztukę! – krzyknęła kobieta, której młodziak zabrał portmonetkę i uderzyła mnie w twarz.
-Dzień dobry! Czy mógłbym z panem przeprowadzić wywiad? Jaki jest sekret pana sztuki?!
-Och, trzeba być inteligentnym i wrażliwym człowiekiem – odparł złodziej.
-W przeciwieństwie do tego bandyckiego nasienia! - krzyknęła kobieta i znowu mnie przywaliła.
-Czy ma pan jakieś prace które może pan wystawić?
-Ale serio, sandacza w porach to się dusi?
-To przez pana sztuka w Polsce umiera – dostałem po raz trzeci, tym razem od dyrektora muzeum – Won stąd! Dopilnuje, żeby w całym województwie nie pan miał wstępu do żadnej oazy kultury wyższej!
Wszyscy zaczęli mnie szarpać. W końcu podnieśli mnie nad swoje głowy, wynieśli z budynku i rzucili na chodnik.
Podniosłem się, otrzepałem, westchnąłem...
Do diabła, zupełnie nie rozumiem tej sztuki współczesnej.

Kamyk
 

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.