galeria
Tymi słowami Przewodniczącego Rady Miejskiej Daniela Supronika skierowanymi do Pani Burmistrz zacznę, bo na kolejnej sesji, 10 lipca, znów powraca kwestia bocznicy kolejowej, choć wydawać się mogło, że ostatnie posiedzenie RM i przegłosowany wniosek, by do tematu powrócić po wybudowania wiaduktu, da wszystkim czas do namysłu, a także do tego, by radni mogli odbyć wizję lokalną na żwirowniach i przekonać się o tym, jak wyglądają lub raczej nie wyglądają rekultywacje.
Do UM wpłynęło pismo od mieszkańców, którzy chcą bocznicy i dobrze, tylko niedobrze, że jedni są ,,słuszni i słyszalni’’, a drudzy już niekoniecznie i miesiącami muszą walczyć, by ich głos został usłyszany. Od jesieni ubiegłego roku uczestniczę w konsultacjach i spotkaniach w sprawie bocznicy, bo ktoś wpadł na kretyński pomysł, by umieścić ją w sąsiedztwie wsi Bohoniki, tym samym podkopując rangę tego miejsca i znaczenie mniejszości tatarskiej w historii naszego kraju.
Dlaczego o tym piszę po raz kolejny? Bo mnie to obchodzi, bo jestem Tatarką, bo moi starsi, schorowani rodzice mieszkają w Bohonikach, bo patrzę na nieodwracalne zniszczenia, jakich dokonuje się zgodnie z prawem i z cichym przyzwoleniem wszystkich, którzy w tym temacie mogą coś zrobić, a nie robią nic lub niewiele, zasłaniając się prawem, które widocznie jest wadliwe, jeśli nie chroni mieszkańców, za to interesy przedsiębiorców!
Codziennie patrząc na pola i lasy za swoim domem w Starej Kamionce, powtarzam sobie, że błogosławieni Ci, którzy mają za horyzont linie lasu… Czy jeśli nie rozwiniemy się przemysłowo, naprawdę będziemy ubożsi? Po co mieć lepiej, kiedy ma się dobrze? Czy człowieka czymkolwiek można nasycić? Czy da się wycenić to, ile kosztuje spokój? Może ktoś zna cenę poczucia bezpieczeństwa? Za ile można kupić honor, uczciwość, tradycję? Ziemia naszych ojców, od wieków dawała chleb kolejnym pokoleniom, a teraz… pieniądze wzięło się raz, podpis niczym cyrograf i dusza sprzedana, bo jeśli wszystkie, zaplanowane 3180 ha będzie w eksploatacji, to będzie dla nas przedsionek piekła…
Z racji prowadzenia malutkiej agroturystyki, stykam się z ludźmi z całej Polski, którzy są zachwyceni naszym bogactwem kulturowym i tym, że społeczność tatarska ma się dobrze i że tak żyjemy sobie zgodnie od wieków, ale też coraz częściej jadąc do Bohonik, widzę turystów stojących na poboczu i fotografujących żwirownie. Ludzie z innych części Polski nie mogą wyjść z osłupienia, jak to możliwe, że mamy tyle żwirowni tak blisko domów i miejsc dla nas uświęconych! Dlaczego na to pozwalacie? – pytają mnie. Gdzie są wasze władze, dlaczego nie pokazują tego w telewizji, gdzie są ekolodzy?
W Radiu Białystok słucham audycji o Puszczy Białowieskiej, o tym, że 80% mieszkańców utrzymuje się z turystyki, że jest chyba z 144 kwater agroturystycznych, że są 2 duże hotele zatrudniające ponad 200 ludzi, jednak można? Można też postawić na np. Szlak Rękodzieła Ludowego, na Centrum Kultury Tatarskiej, na wioski tematyczne, na produkty regionalne, warto brać przykład z Korycina i środków, jakie tam pozyskano (4,5 mln) na rekonstrukcję średniowiecznego grodziska.
Bardzo mnie cieszy rozwój i popularność Sokółki i tego, że Kościół pw. Św. Antoniego podniesiono do rangi Sanktuarium Cudu Eucharystycznego. Z tego powodu miasto się rozwija, rozrasta się baza hotelowa i gastronomiczna, a wierni z całej Polski tłumnie ściągają w nasze strony. Czy ktoś protestuje z tego powodu? Nie, bo to powód do dumy dla każdego mieszkańca, bez względu na religię, bo to nowe miejsca pracy, bo to nadzieja na zatrzymanie młodych w Sokółce.
Można też pójść w kierunku, który kultywuje rolnictwo i stanowi wzór dobrego sąsiedztwa oraz daje zatrudnienie setkom osób, tak jak np. plantacje borówki pana Wilczewskiego.
Nie mam zaufania do deklaracji składanych w sprawie bocznicy, bo te zmieniają się w zależności od dziwnych dla mnie układów. Jesienią czułam, że powinnam całować rękę potentatom żwirowym, co nas ,,wybawić chcą’’ i jeśli chcemy, zrobią nam bocznicę, ale musi przebiegać koło Bohonik, bo trzeba chronić cenne złoża kruszywa! Teraz retoryka się zmienia, choć jeszcze na ostatnich konsultacjach mowy nie było o żadnych zmianach przebiegu trasy, bo to nieekonomiczne dla przedsiębiorców. Czy wszystkie te deklaracje są po to, by rozpocząć całą procedurę? Czy kogoś dziwi nagły przypływ miłości żwirowców do społeczności tatarskiej i ich hojne dary? Czy motywem jest naprawdę chęć odciążenia ludzi, bo kto nie chce, by ciężarówki zniknęły z ulic Sokółki i okolicznych wsi? Czy chodzi tu przede wszystkim o powiększenie i usprawnienie wydobycia, co oznacza oczywiście większe zyski! Nikt nie zatrzyma już żwirowni, ale możemy spowodować, by wydobycie odbywało się w sposób zrównoważony, tak jak np. wycinka lasu (nikt nie wycina naraz całej puszczy!) i każdy, komu los naszej gminy nie jest obojętny, powinien rozważyć, jaki wpływ będzie miało to nie tylko na nas, ale na przyszłe pokolenia.
I na koniec, z wielkim szacunkiem i w hołdzie dla mądrości śp. dr. Mariana Rozmysłowicza, zacytuję jego wypowiedź z przedostatniej sesji RM z 12 czerwca: ,,Przestrasza i bulwersuje mnie wizja żwirowni w Bohonikach. Tam jest ostoja kultury tatarskiej. To są stulecia i spuścizna przodków. Tam jest pomnik kultury tatarskiej, religii tatarskiej. Tatarzy to (…) są ludzie, którzy nieraz za Polskę walczyli i krew przelewali i im należy się jakaś ochrona ich kultury i dlatego apelowałbym, żeby wokół Bohonik nie ryć już ziemi, żeby ten meczet znajdował się w takim krajobrazie, w jakim się znajduje, a nie wśród wyrobisk i jam po żwirowniach. Dlatego że u nas są Tatarzy, dlatego też mamy pieniądze z UE. Pan Bujwicki założył Stowarzyszenie Szlak Tatarski. Dostajemy duże pieniądze unijne, to jest przeznaczone na rozwój Sokółki, na wspomaganie firm prywatnych.’’
Tak, bogaty jest ten, który ma to, czego nie można kupić za żadne pieniądze…
tekst i fot.
Ewa Rajżewska - Bieszczad