galeria
Przemysław Kossakowski - rocznik '72, artysta malarz, autor książki pt. „Na granicy zmysłów”, podróżnik, dokumentalista (badał tematykę m.in. jasnowidzów i znachorów w Polsce, na Ukrainie, Rosji), kolekcjoner doświadczeń, także ekstremalnych, programy telewizyjne w TTV: "Szósty zmysł", "Inicjacja", "Nieoczywiste", "Być jak…", "Wtajemniczenie". Na Sokólszczyźnie bardzo regularnie ładuje akumulatory, mieszka w chatynce pod lasem i wtapia się w lokalny koloryt… czy tylko?
Panie Przemysławie, tegoroczna zima dała się we znaki, drewna starczyło?
Tak starczyło, została nawet jakaś część na przyszły sezon grzewczy. Cieszy mnie to bardzo.
Patrzyłam ostatnio na Pańską twarz zerkająca z okładki jednego tygodnika i … dobre ma Pan oczy, poczciwe, czy miejscowi też to dostrzegli, zyskał Pan akceptację i kolejna inicjacja, tym razem pt. „Asymilacja w podsokólską wieś” może Pan uznać za spełnioną? Jest Pan już 'swojak'?
Och nie, takie rzeczy się nie dzieją tak łatwo, niezależnie jak dobrze komu patrzy z oczu. Bycie swojakiem, niezależnie czy to Podlasie czy inna część świata nie następuje po kilku miesiącach pomieszkiwania. Jeżeli w ogóle jest możliwe - stać się częścią jakiejś społeczności, nie rodząc się w niej. Ujmę to więc w taki sposób: mieszka mi się tutaj bardzo dobrze, miedzy innymi dlatego, że ciągle spotykam się tutaj z ludźmi, których lubię i którzy, wydaje mi się, lubią mnie.
Obrzeża Sokólszczyzny, na których Pan osiadł od dziesiątek lat zamieszkują osobliwości, a to, ktoś ogłasza się Jezusem i wieszczy koniec świata (Prorok Ilja), a to ktoś szuka tu schronienia przed szumem cywilizacji i w oparach 'ivana czaja' tworzy, np. pisze wiersze… Pan tu pasuje...
Nie wiem czy tutaj pasuję, nie wiem czy mogę to oceniać. Mogę na pewno powiedzieć, że żyje mi się tutaj bardzo dobrze. Pracuję w Warszawie jednak zawsze staram się możliwie jak najczęściej wracać na Podlasie.
A w ogóle, to, co Pan czuje w kontakcie z tym zakątkiem naszej ojczyzny?
Przede wszystkim spokój. Na co dzień, zawodowo funkcjonuję w świecie mediów, które z natury są obszarem pełnym pośpiechu i hałaśliwości. Na Podlasiu odnajduję zatem wspomniany spokój i równowagę. Daje mi to możliwość zatrzymania się i przyjrzenia wszystkiemu z innej, moim zdaniem, zdrowej i wartościowej perspektywy.
Pewnie Pan wie, że od lat już przyjeżdżają tu ludzie z Polski, chcą tylko odpocząć i 'nagle' okazuje się, że budują tu dom… A jeśli zakocha się Pan w tym skraju Polski ze wzajemnością?
Hahahaha, to ciekawe, że Pani o to pyta bo, proszę sobie wyobrazić, że ostatnio jestem w kontakcie z ludźmi, którzy zawodowo zajmują się pośredniczeniem w obrocie nieruchomościami w regionie…
W jednym z niedawnych wywiadów przeczytałam, że kiedy Pan mieszkał w Warszawie - dokuczało Panu 'przebodźcowanie'… W chacie pod lasem, chyba raczej narzeka Pan na bodźców deficyt? Co tu można robić? Może Pan wróci do malowania?
Na razie koncentruję się na pisaniu i mogę powiedzieć, że piszę się tutaj znakomicie.
Przemysław Kossakowski, to przede wszystkim osoba medialna, pan z tv od specjalnych zadań, w myśl zasady: nie próbuj tego w domu – obejrzyj Kossakowskiego! Najtrudniejsze doświadczenie na planie?
Myślę teraz o tym, co się wydarzyło kilka miesięcy temu w Ameryce Południowej, dokładnie w Kolumbii. Wziąłem tam udział w trwającej sześć dni ceremonii, podczas której zostałem zaprowadzony do dżungli i zostawiony tam na cztery dni, bez jedzenia i picia. Miałem do dyspozycji koc i niewielką przestrzeń na zboczu góry, która była czymś w rodzaju mojej samotni i poza którą nie mogłem się przez te cztery dni ruszyć. To było bardzo trudne ale też bardzo wartościowe doświadczenie.
Muniek Staszczyk (wokalista T.love), także z Częstochowy, w jednym z wywiadów powiedział, że 'gwiazdorzyć' to obciach, Pan chyba też nie gwiazdorzy za bardzo...
Coś w tym jest. Mam nadzieję, że uda mi się ten brak potrzeby gwiazdorzenia utrzymać.
Badał Pan tematykę jasnowidzów i znachorów w Polsce, osobiście preferuje Pan medycynę konwencjonalną czy alternatywną?
Uważam, że te obszary powinny współistnieć. W niektórych miejscach na świecie tak jest i daje ciekawe efekty. Zatem potrafię odwiedzić bioenergoterapeutę, ale też, wiem kiedy udać się do lekarza.
Kiedy szukałam informacji o Panu, jak mantra powtarzała się zbitka słów: 'wielbiciel boksu i baletu', więcej w Panu boksu czy baletu?
To przekleństwo nudy i zniecierpliwienia. Na początku mojej pracy w mediach dostałem prośbę o notkę biograficzną. Napisałem, wysłałem i byłem pewny, że mam to z głowy, okazało się jednak że nie, gdyż nie zamieściłem tam informacji, które w takich notkach powinny być. Zwrócono mi więc mój nudny życiorys do poprawki. I ja te poprawki naniosłem. Wkrótce jednak sytuacja się powtórzyła, okazało się, że znowu nie napisałem tam czegoś, co powinno tam być, potem znowu i znowu... Ostatecznie przy którejś redakcji i poprawkach, chyba dla żartu, a może w desperacji, że znowu muszę to robić umieściłem jako moje pasje ten nieszczęsny balet i boks, i teraz po latach, cały czas jestem o to pytany. Oczywiście bardzo szanuję boks oraz ludzi zajmujących się baletem, ale prawdę powiedziawszy przyglądam się temu ze zbyt dużym dystansem żeby nazwać to uwielbieniem.
Przeczytałam w Internecie, że ceni Pan polski hip-hop, co aktualnie ma Pan w odtwarzaczu?
Aktualnie wróciłem do słuchania heavy metalu. Klasyka gatunku, nic dzisiaj odkrywczego: Slayer, Metallica. Stare, dobre, dobrze znane, miłe melodie.
Z Internetu wiem także, że lubi Pan malarstwo flamandzkie – patrzę na Pana obrazy i strzelam: Pieter Bruegel st.?
Zgadza się.
Dziękuję za sympatyczną pogawędkę i życzę Panu, żeby wciąż dobrze się TU Panu ładowało akumulatory i pisało także...
Aneta Tumiel
źródło fot. http://ttv.pl/