galeria
Gościliśmy w Sokółce grupę studentów etnologii i antropologii kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego. Etnologia i antropologia kulturowa są to nauki z pogranicza nauk humanistycznych i społecznych. Zajmują się badaniem życia i zwyczajów narodów, ludów, społeczeństw, ich kultury materialnej i duchowej. Tyle mówi definicja słownikowa. Młodzi badacze opowiadając o nauce, którą studiują, podkreślają, że mówi ona o zjawiskach społecznych z perspektywy osoby, np. gospodyni domowej, muzyka, pracownika podupadłej fabryki, przemytnika, emeryta albo mówiąc bardziej elegancko: seniora, itp., itd. Każdy ze studentów wybrał sobie własny temat badań i miał za zadanie zrobić ok. 30 wywiadów z mieszkańcami Sokółki. Na podstawie tych wywiadów powstaną prace licencjackie. Ponieważ zrobiono w sumie kilkaset wywiadów, czyli przebadano Sokółkę i okolice wzdłuż i wszerz, prowadzeni ciekawością postanowiliśmy zapytać o wyniki badań i o to, jak widzą Sokółkę nasi młodzi goście. Studenci byli u nas jesienią ubr., wiosną i w lipcu tego roku, w sumie spędzili w Sokółce miesiąc. Pogoda akurat nie dopisała, a mimo tego wszyscy widzą Sokółkę w jasnych barwach i wiążą z naszym miastem pozytywne uczucia. Niektórzy mówią wręcz o fascynacji i oczarowaniu, o tym, że z rozrzewnieniem będą wspominać czas spędzony u nas. Co wpłynęło na taką ocenę? Ludzie, miejsca, przyroda. Mówi Karolina, mieszkanka pod rzeszowskiej miejscowości: "Jak jechałam do Sokółki myślałam, że ot, jest to małe miasteczko, które nie żyje, a którego większość mieszkańców pracuje w Białymstoku. Bardzo się zdziwiłam, jak wiele się tu dzieje, jest to mała społeczność, ale aktywna i zżyta ze sobą. Działa Dyskusyjny Klub Filmowy, Uniwersytet Trzeciego Wieku, Klub Singla. Za tym wszystkim stoją ludzie życzliwi, gościnni, którzy zapraszali, częstowali jedzeniem, prowadzili do sąsiadów. Było to dla nas cenne, bo badania etnograficzne bazują na pogłębionej relacji. Mówi się o rozpadzie więzi społecznych w dużych miastach, w Sokółce spotkaliśmy bliskość, serdeczność, tolerancję. To zachwyca". Karolina badała życie seniorów, którzy w Sokółce są nad wyraz aktywni. Co jeszcze zadziwia? Ilość lumpeksów, w których można znaleźć superokazje. Taką okazją był dla dziewczyny zakup białego kruka" wydania Waltera Scotta z 1886 roku za jedyne 10 zł. Izabela, mieszkanka Warszawy, ceni w Sokółce ciszę i spokój, to, że ludzie się nie spieszą, są mili. "Miła jest tu pani burmistrz, w Urzędzie Miasta częstują herbatą " w Warszawie byłoby to nie do pomyślenia. Fajne jest to, że ludzie się znają, nie są anonimowi. Podlasie jest prześliczne mówi dziewczyna. Badała zjawisko przemytu z związku z położeniem Sokółki blisko granicy z Białorusią. Każdy z jej rozmówców miał do opowiedzenia jakąś historię, każdy coś przemycał. Ludzie jeździli za granicę po zakupy, bo musieli jakoś sobie radzić w czasach PRL-u, kiedy nic nie było w sklepach. Często były to dość niewinne przypadki, ale spotkała też rasowego przemytnika, zasługującego na respekt. Przez kilka godzin opowiadał jej z życia wzięte historie stawiające włosy na głowie. Aż szkoda, że należy to już do przeszłości. Kacper, mieszkaniec Warszawy, badał miejscowych muzyków, muzykujących m.in. w barze "U Matczaka" i w Domu Kultury, grających koncerty blusowe i rockowe. Odwiedził dyskotekę discopolową Paradise, zorganizowaną pod chmurką w okolicy Bogusz. Odsłuchał płyty naszej lokalnej gwiazdy Jarka Rynkiewicza i był na jego koncercie zorganizowanym w Święto Kurczaka. Daje się wyczuć, że disco polo to nie jest muzyka, której chłopak słucha prywatnie, ale obiektywizm badacza nakazuje mu powściągliwość w ocenie muzyki tego rodzaju. Wiadomo, badacz opisuje, ale niekoniecznie ocenia. "Ku mojemu zaskoczeniu w Sokółce są fani muzyki rockowej. W grupie wiekowej do 30 lat znają rocka i muzykę metalową, ale na koncerty jeżdżą do Białegostoku" - mówi Kacper. Natalia, mieszkanka podwarszawskiej wsi, badała dzieje Zakładów Stolarki Budowlanej "Stolbud", przemianowanych na "Sokółkę Okna i Drzwi". Z kwitnącego niegdyś zakładu pozostał cień dawnej świetności. Z relacji moich rozmówców "mówi dziewczyna" wynika, że Stolarkę rozkradziono". Zmieniali się kolejni właściciele, przyjeżdżali ludzie spoza Sokółki, których jedynym celem był szybki zysk, a nie długoterminowa strategia dla zakładu. Nie było pomysłu dla fabryki. Teraz podobno planowane jest zwiększenie zatrudnienia, problemem są niskie płace" dowiedziała się Natalia w zakładzie, który zwiedziła zgodnie z wymogami BHP w ochronnej kamizelce i z zatyczkami w uszach. Natalię urzekła przyroda Podlasia. Podobnie jak Natalia, Podlasiem urzeczony jest Andrzej, mieszkaniec Podhala. "Sokółka, małe miasteczko Polski wschodniej, jest to krajobraz, którego nie znałem" - mówi. Badał tuż powojenną historię tych ziem i ludzi. Rozmówcy, mieszkańcy m.in. Sokółki, Krynek opowiadali mu jak na Sokólszczyźnie wyglądało życie po wojnie, o wioskach, sąsiadach, rodzinach, które rozdzieliła granica. "Były to ciekawe rozmowy" - mówi chłopak. - "Próba zrozumienia cudzego doświadczenia była pouczająca". Przedmiotem badań Dominiki, rodem spod Lublina, była przestrzeń kuchni, jedzenie, gotowanie. Badania robiła w Kraśnianach i Sokółce. Z badań wynikło, że istnieją w tej kwestii znaczne różnice między wsią i miastem. Na wsi mężczyźni rzadziej pomagają w domu, co maja podane na stół, to zjedzą. Chociaż te zwyczaje powoli się zmieniają, młodzi mężczyźni i na wsi coraz częściej posprzątają, dzieci przewiną, pomogą w kuchni. "W każdym wywiadzie pojawiał się wątek PRL-u" - mówi Dominika. Ludzie wspominali czasy, kiedy były pieniądze, za które nie było co kupić, żywność na kartki, brak mięsa. Życie zmuszało do samowystarczalności. Dlatego chowało się świnki i kury, pielęgnowało ogródki, zbierało się w lesie grzyby i jagody. Po części ta samowystarczalność panuje na wsi do tej pory. Są tacy, którzy mają własne mleko, jajka. Kiedyś przestrzeń kuchni była sercem domu. W kuchni ludzie się myli, prali, gotowali, przyjmowali gości. Na wsi funkcjonowały Koła Gospodyń Wiejskich, w mieście ośrodki "Praktyczna Pani". Tajniki bycia dobrą gospodynią były przekazywane z pokolenia na pokolenie. Dobra gospodyni to taka, która potrafi zrobić coś z niczego. Teraz generalnie jedzenie jest niezdrowe, zawiera chemię, dlatego z sentymentem wspominane są smaki dzieciństwa, kiszona w domu kapusta, weki, kiszka. Paulina, dziewczyna z Gdyni, badała przemiany demokratyczne w Sokółce po 1989 r. Po zakończeniu badań wyjechała na miesiąc do Chin. Jak wróci do domu, nie będę jej pytała o wrażenia z Sokółki. Sokółka nie jest w stanie przebić Chin. A może ma jednak pewne przewagi? Maja, mieszkanka Warszawy, jeszcze stoi przed wyborem tematu badań.Interesuje ją środowisko artystów plastyków Sokółki albo też jak wizualnie zmieniła się Sokółka na przestrzeni lat. Widziała na starych fotografiach w sokólskim muzeum stare, zburzone już domy i chciałaby dowiedzieć się na ten temat znacznie więcej. Studentce Mai podobają się przyjaźnie nastawieni Sokółczanie, wolniejsze tempo życia. Sokółkę widzi jako miasto paradoksów i osobliwości, miejsce, gdzie miasto spotyka się ze wsią. Z jednej strony jest tu kino 3D, z drugiej ogródki z warzywami i mleko od krowy. W blokach niby są domofony, a nie działają, wszystko jest otwarte. Maja przyjechała do Sokółki z kilkuletnią córeczką Marysią. Dlatego zwiedzała z dziewczynką plac zabaw przy pomniku Piłsudskiego. Osobliwe jest to, że ławki stoją na placyku tyłem do dzieci, przez co dzieci nie można mieć na podglądzie - twierdzi Maja. Dziewczynie, która jest wegetarianką, podobają się bazarki w centrum miasta, ciekawe jest to, że owoce i warzywa można kupić w dużym sklepie, małym sklepie, na bazarku bądź też można mieć własny ogródek. Mai podoba się też piękna okolica Sokółki, otaczające ją lasy. Walory krajobrazu doceniają wszyscy. Karolina mówi wręcz o ciekawej ofercie turystycznej Sokólszczyzny, mile wspomina stadninę koni w Kraśnianach, gdzie mieszkała. Wśród obiektów Sokółki, które studenci doceniają najbardziej, bezapelacyjnie wiedzie prym Stara Szkoła, która stała się dla nich miejscem niemal kultowym. Wszyscy doceniają jej niepowtarzalną atmosferę, pyszną kawę, jedzenie, lody. I tylko Kacper mówi o sobie, że jest fanem ślicznie położonego cmentarza prawosławnego i przyszpitalnej kotłowni, z której rozciąga się piękny widok na okoliczne wioski, m.in. na Bogusze. Sokółka jawi się dla naszych młodych gości miejscem idyllicznym, ale jednak nie idealnym. Przyciśnięci do muru pytaniem o negatywy, wymieniają tiry przejeżdżające przez środek miasta, kopalnie żwiru, ponury, zaniedbany park w centrum. Natalia mówi o tragicznie wyglądającym dworcu kolejowym, który jest brzydką wizytówką miasta. Andrzej twierdzi, że co prawda według niektórych dworzec straszy, ale choć podniszczony, robi silne wrażenie jako obiekt ciągle istniejący, odsyłający do przeszłości. Według niego, górala z pochodzenia, gorsze wrażenie robią nowe, budowane na obrzeżach miasta domy będące manifestacją zamożności i bezguścia. Ale to problem szerszy, nie dotykający tylko Sokółki. Sokółka otworzyła mi drzwi na Podlasie mówi Karolina. Już po zakończeniu badań ściągnęła tu z Rzeszowa swoich rodziców. Razem zwiedzili Supraśl, Kruszyniany, Poczopek, Choroszcz, Tykocin. Rodzice chwalili dobre drogi, pyszne jedzenie. Podobało im się, że jednego dnia jedzą obiad w restauracji tatarskiej, a następnego w restauracji żydowskiej. Czy nasi młodzi goście będą do nas wracać? Mówią, że tak. Jedni dla dokończenia badań, drudzy dla zadzierzgniętych przyjaźni, jeszcze inni chociażby po to, żeby napić się kawy w klimatycznej Starej Szkole. Przyjmiemy ich z radością. Wszak gość w dom, Bóg w dom.
Tagi:isokolkaprzyrodasokolkatvsokółka powiatsokólskituryściagroturystyka