Sokólszczyzna zawsze leżała nad jakąś granicą... [FELIETON]

Sokólszczyzna zawsze leżała nad jakąś granicą... [FELIETON]

Sokólszczyzna zawsze leżała nad jakąś granicą. W średniowieczu była miejscem, gdzie kończyła się Grodzieńszczyzna, a zaczynała bezludna puszcza. Później, aż do rozbiorów, leżała przy granicy Wielkiego Księstwa Litewskiego i Korony. Następnie przez kilka lat Sokólszczyzna znajdowała się na pograniczu prusko-rosyjskim, a później dzisiejsza granica naszego powiatu pokrywała się z granicą między Imperium Rosyjskim, a marionetkowym Królestwem Polskim. Na pograniczu znajdujemy się od 1945 roku do dziś. Sokólszczyzna miała więc strefę graniczną tak od zachodu i od północy, jak i miała i ma do dziś od wschodu.

Ale to nie wszystko. O ile powyższe granice da się fizycznie określić, to mamy też wiele takich, których nie znajdziemy na żadnej mapie. Tutaj graniczą ze sobą kultury, języki i religie. Tu spotyka się zachód ze wschodem, Europa z Orientem. Tutaj graniczy przeszłość z teraźniejszością. Polska Sokólszczyzna spotyka się z Sokólszczyzną białoruską i tatarską, a te zaś spotykają się z tymi już nieistniejącymi, jak Sokólszczyzna żydowska i litewska, a gdzieś tam mieści się mały światek niemieckich ewangelików. Jest też Sokólszczyzna, która jest "pa prostu" tutejsza. Wzajemnie nakładają się również dwie Sokólszczyzny. Ta, która leżała na zachodnich rubieżach Wielkiego Księstwa Litewskiego, jak i ta, która obecnie leży na wschodnich rubieżach III RP.

Do tego graniczą tu ze sobą różne mikro-światki. Światek Szkaci (Sokolany, Sidra) i Zalesian (Korycin i Janów). Świat Lesunów (Knyszewicze, Sukowicze, Harkawicze, Słoja) i Zapalniaków (Wierzchlesie, Łaźniska). Jedni na drugich mówią Zapalniaki, bo żyją "za paliami", a drudzy na tych pierwszych, bo mieszkają w lesie. Tak przynajmniej było wcześniej, bo dziś las jest tak u Zapalniaków jak i u Lesunów. Niepisana zaś granica pozostała.

I z takich to różnych mikro-światów składa się nasza Sokólszczyzna. I choć granic tu mnóstwo, to nie dzielą naszej Małej Ojczyzny na kawałki. Te mikro-światki istnieją na różnych płaszczyznach, w różnych wymiarach, tak czasowych jak i percepcyjnych. Dlatego Polacy i Białorusini, Żydzi i historyczni Litwini, Tatarzy i Tutejsi, Niemcy i Cyganie, Szkacie i Zalesianie, Zapalniaki i Lesuny – każda z tych grup patrzyła kiedyś, lub dalej patrzy na Sokólszczyznę przez swój własny pryzmat. Ale wszystkie te wymiary, wszystkie te Sokólszczyzny się na siebie nakładają i wtedy powstaje coś niesamowitego. Powstaje świat wielu barw, dźwięków i smaków. Powstaje światek, który jest jak płatek śniegu – malutki, ale unikalny. A choć malutki, to tak bogaty i kolorowy, że swoim bogactwem mógłby obdarzyć cały kraj, lub nawet kontynent.

Bo Sokólszczyznę trzeba czuć. Dlatego warto czasem, mimo codziennego pośpiechu, zatrzymać się na chwilę. Wziąć głęboki oddech. Usiąść na ławce. Czy to tej miejskiej w parku, czy też tej wiejskiej, tradycyjnej przed domem przy płocie. Wyciszyć się na chwilę i Sokólszczyznę kontemplować. Wsłuchać się w nią. Wczuć się w nią i chłonąć wszystkimi zmysłami.

I wtedy zobaczycie jak przebiegają powyższe granice, oraz że... tak naprawdę żadnych granic nie ma. I na tym, moi drodzy, właśnie polega magia.

 

 

Edward Horsztyński

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.