świeża recenzja książki: Michael Tsokos "Smak śmierci"

świeża recenzja książki: Michael Tsokos "Smak śmierci"

Michael Tsokos "Smak śmierci" Wydawnictwo Amber 2016

Z pasją można pisać absolutnie o wszystkim. Kreatywny człowiek będzie w stanie przedstawić nam cegłę, w taki sposób, że stanie się ona esencją życia. Jeśli zaś czyjeś zainteresowania oscylują wokół zwłok, cóż... wydaje "Smak śmierci".   Michael Tsokos już na okładce porównywany jest do Simona Becketta, którego książkę recenzowałem jakiś czas temu. Dzieła obu panów łączy szczegółowy i obrazowy opis rozkładu i najbardziej makabrycznych zbrodni, który choć przez wydawców jest wyraźnie podkreślany, w natłoku tego co pisarze mają sobą do zaoferowania, znika gdzieś w tle. O ile Beckett tworzy gęstą atmosferę grozy, Tsokos trzyma czytelnika w napięciu od samego początku, narzucając swojemu bohaterowi sztywne ramy czasowe. Gdy o bestialskie morderstwo zostaje oskarżony niewinny ojciec umierającej dziewczynki, jego stary przyjaciel robi wszystko, by oczyścić go z zarzutów. Ruszamy więc z doktorem Fredem Ablem (alter ego Tsokosa) przez Europę, w szaleńczym pościgu za psychopatycznym mordercą, który poluje na samotne staruszki, w przypadkowo wybranych krajach. Uwaga, ta historia wydarzyła się naprawdę! Autor jako doświadczony lekarz sądowy zna ją od podszewki, co więcej świetnie ubrał ją w fabułę swojej powieści (zresztą pierwszej z trzech).  "Smak śmierci" nie jest literaturą dla ludzi o słabych nerwach. Jeśli natomiast szukamy książki, która zmrozi nam krew w żyłach, wstrzyma oddech i zjeży włosy nie tylko na głowie, debiut Michaela Tsokosa pochłonie nas bez reszty. Krótko mówiąc: warto poświęcić mu czas.

Marcin Dębko

Zdjęcia


Tagi:recenzja

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.