U MATCZAKA

U MATCZAKA

    Stąd nie da się wyjść szybko, nawet jeśli wpadnie się na wywiad. Rodzinna, luźna atmosfera w rockowym stylu. Kilkudziesięcioletnia tradycja w produkcji lodów przechodząca z pokolenia na pokolenie Matczaków, która narodziła się w sposób naturalny z zamiłowań i przekonań właścicieli, jest niepodważalną podwaliną klimatu, który tu panuje... przyciąga i zatrzymuje gości oraz stałych bywalców.
    Na przestrzeni lat to miejsce rozrastało się w sposób naturalny. Za sprawą oczekiwań gości, pasji oraz ciężkiej pracy właścicieli.
    Podczas rozmowy z właścicielką panią Jolantą Matczak, z wykształcenia technologiem żywności z 20-letnią praktyką - siedząc przy solidnym, drewnianym stole, słuchając mięsistego rocka i bluesa, jedząc najlepsze lody w Sokółce - dowiedzieliśmy się mnóstwa interesujących rzeczy z zakresu technologii żywności, negatywnego wpływu wszelkich ulepszaczy na nasz mózg i cały organizm.

Pointa jest krótka: wybierajmy naturalne!

 

Na początku były lody. Ich smak i jakość przez lata obrosły legendą. Do dziś są to jedyne tradycyjne, naturalne lody w Sokółce i szerokiej okolicy...

Jolanta Matczak: Młodzi ludzie nie mają poczucia naturalnego smaku. Poprzez nadmiar sztucznych dodatków, chemii w żywności ono się wypacza. Stąd ludziom współcześnie nie smakują potrawy bez wzmacniaczy smaku, zapachu, bez glutaminianu, bez syropu glukozowego. My stawiamy na naturalność. Nasze lody nie są skażone żadnymi sztucznymi dodatkami. Nie używamy nawet mleka i jajek w proszku. Podstawowy skład - baza to: mleko, świeże jajka, śmietanka, cukier. Mleczno-śmietankowa baza stanowi 70-100% objętości danego smaku, reszta to np. w lodach truskawkowych - świeże lub po sezonie mrożone truskawki. Kolor lodów wynika wyłącznie z dodanych owoców i dodatków. Stosujemy też pasty włoskie czy różnego rodzaju czekolady, orzechy, migdały...
Eksponujemy nasze lody na różnych imprezach plenerowych, organizowanych przez Urząd Marszałkowski czy różne stowarzyszenia, ekojarmarki, targi żywności naturalnej. Nasze lody są cenione jako produkt naturalny i tradycyjny. Bazujemy na maszynach z lat 70. Cały nasz zakład produkcji lodów znajduje się przy ul. Ściegiennego 33. Pełna gama smaków jest dostępna w sezonie, który trwa zazwyczaj od kwietnia do końca września - w zależności od pogody. Lody śmietankowe są dostępne przez cały rok, można je kupić w PUB-ie. Mamy 5 samochodów-lodziarek, które wyjeżdżają w teren, również poza granice województwa, na różne imprezy. Są to zabytkowe auta pomalowane w „nasze barwy”. Najstarszy hanomag jest z '69 r., był restaurowany w Muzeum Motoryzacji w Białymstoku. Uczestniczyliśmy w przedsięwzięciu „Na Kulinarnym Szlaku Wschodniej Polski”, 30 lipca za nasze lody dostaliśmy III nagrodę w Drohiczynie, w konkurencji „Najlepsza Potrawa Wschodniej Polski”. Brały w niej udział trzy województwa: podkarpackie, lubelskie i podlaskie.

Jak stworzyć miejsce z klimatem, jakim jest PUB BLUES ROCK U MATCZAKA?

    J.M.: Muzyka bluesowo-rockowa była od zawsze elementem życia mojego męża. Mieliśmy w tym miejscu cocktail bar od '97 roku. Był o wiele mniejszy, mieścił się w jednej salce, pierwszej od wejścia, tej gdzie teraz stoi bar. Tu, gdzie teraz siedzimy (sala pod sceną), były kiedyś garaże, to była ruina... Tu, gdzie jest teraz scena - była osobna salka. Zimą 2005/6 r. wykupiliśmy od miasta teren i zrobiliśmy generalny remont, który polegał bardziej na budowie niż odnowieniu. I tak powstał PUB. Przy urządzaniu korzystaliśmy z pomocy zaprzyjaźnionego małżeństwa artystów Wilczyńskich. Pani Beata, która uczy rysunku w LP w Supraślu, jest autorką zdobiących nasze ściany wielkoformatowych akwareli i rysunków. Jej mąż zajmujący się hobbystycznie snycerstwem wykonał ręcznie wszystkie znajdujące się tutaj elementy drewniane: ławy, stoły, bar, hokery. Klosze robił nam Metal-Fach. We wnętrzach przez lata nagromadziło się wiele przedmiotów, które tworzą klimat tego miejsca, np. koszulka z własnoręcznie wyhaftowaną grupą Deep Purple, która wisi nad barem, jest prezentem podarowanym Krzysztofowi przeze mnie na jego 19. urodziny.

Jak przyjął się w Sokółce PUB w takim klimacie?

    J.M.: Pub przyjęty został z dużym entuzjazmem. Natomiast nie ma w mieście aż tylu fanów muzyki, jaką preferujemy… Gdybyśmy tu ściągnęli Zenka M., mielibyśmy tłum do Placu Kościuszki (uśmiech), ale nie jesteśmy fanami takiej muzyki.
Koncerty mamy raz - dwa razy w miesiącu. Przyjeżdżają do nas zespoły bluesowo-rockowe różnej renomy, z całej Polski i świata. Dwa razy gościliśmy zespół z Kalifornii - The Lacs, z Lancaster - The Convulsions, przy którym nawet szef tańczył na barze, z Litwy - The Skys i oczywiście F.B.I., nasz rodzimy zespół, podczas ich koncertów lokal jest zawsze pełen. Po 20 letniej przerwie zespół sokólski SORROW miał u nas swój comeback. Koncertowała u nas grupa CUBA DE Z00 i wiele, wiele innych. Pierwszy koncert miał się odbyć 10 kwietnia 2010 r., w dzień katastrofy smoleńskiej... W marcu otworzyliśmy PUB.
Przy klimacie, jaki udało się tu stworzyć, członkowie zespołów są też naszymi gośćmi. Mąż znał ludzi z branży muzycznej, więc nie było problemu ze zorganizowaniem pierwszych koncertów. Później zaczęto nas polecać w szerszym kręgu muzycznym. Wejścia na koncerty są zawsze bezpłatne, sami ponosimy wszelkie koszty związane z organizacją. Nigdy nie byłoby nas stać na takie zespoły, jak te z: Kalifornii, Wielkiej Brytanii czy Litwy, oni po prostu z sentymentu zajeżdżają do nas podczas swoich tournee po Polsce czy Europie i polecają nas ludziom ze świata muzycznego.

Kto stanowi Waszą klientelę?

    J.M.: Są to głównie ludzie w średnim wieku 30-60 lat, którym odpowiada ten klimat. Na szczęście nie przyciągamy osób „problematycznych“, jest to samoistna ochrona (śmiech). Mamy też stałych gości, którzy są u nas co drugi dzień, po prostu lubią sobie u nas pobyć, posłuchać muzyki, wypić kawę czy piwo. Często grupy znajomych wpadają, żeby wspólnie obejrzeć mecz. Mamy wykupione wszystkie sportowe opcje w kanałach sportowych, więc wszystkie mecze piłki nożnej, siatkówki, boksu można u nas obejrzeć. Jest ogródek piwny, jest miejsce zabaw dla dzieci.
Krzysztof Matczak: Przyjeżdża tu również sporo motocyklistów, którym PUB i jego klimat przypadł do gustu, ich grono się stale powiększa. Dla nich mamy stale dobry rabat.

Zdradzi nam Pani sekrety Waszej wspaniałej kuchni, bo można u Was też dobrze zjeść, o czym się przekonaliśmy (uśmiech).

    J.M.: Do burgerów używamy świeżego mięsa. W wołowinę, wieprzowinę, drób zaopatrujemy się w podlaskich ubojniach. Staramy się współpracować z lokalnymi przedsiębiorcami, bazować na lokalnych produktach. Sami przyprawiamy mięso. Bułki są z miejscowej piekarni, od Szomki. Wdrożenie burgerów (śmiech) kosztowało mnie 2 kg na plus, bo testowałam je sama przez miesiąc w domu. Wybierałam rodzaj bułki, pokusiłam się nawet o pieczenie swoich, ale przy takim zapotrzebowaniu jest to po prostu niemożliwe. Maciek Szomko ma dobre, naturalne pieczywo, więc on nam zrobił bułki wg specjalnej receptury. Testowałam różne kompozycje przypraw.
Staramy się rozwijać i zmieniać nasze menu. Pracują u nas dwie doświadczone kucharki z kilkudziesięcioletnim stażem. Stąd się wzięły obiady typowo domowe, tradycyjne zupy itp. Jedna z nich specjalizuje się w naszych regionalnych potrawach, natomiast druga przygotowuje bardziej wymyślne. Pod ich okiem pracują też dwie dziewczyny. Jeśli chodzi o sałatki, zapraszaliśmy znajomych na pierwszą degustację, żeby ocenili smak. Najlepsze wchodziły do menu. To jest ciągła praca naszego zespołu nad jakością, ale też nasza... Praca u siebie, to jest praca od rana do nocy. Lody są produkowane z samego rana, każdego dnia – lodów się nie magazynuje, lody się kręci na bieżąco.
 
Krzysztof Matczak: Kuchnia przy barze powstała na zapotrzebowanie klientów. Jak otwieraliśmy lokal, chcieliśmy, żeby to był typowy, amerykański PUB muzyczny z dodatkiem alkoholu i czegoś do przekąszenia. Najpierw weszły przekąski do piwa, później kurczak a'la KFC, burgery...

Państwa nazwisko często wymienia się podczas akcji charytatywnych, jesteście także zauważalni podczas wszystkich rocznic patriotycznych.


K.M.: Nigdy nie odwracamy się plecami, jeśli jest potrzeba wzięcia udziału w takiej akcji. Czy tu, czy gdzieś indziej. Przez środowisko motocyklowe mam kontakt również z Polakami ze wschodu, z Litwy, Białorusi i zawsze staramy się pomóc.

    Na koniec wspólne zdjęcie państwa Matczaków, czule skomentowane przez panię Jolę - Chodź Maczu, przytul się do mnie pod Jimim.

    Podczas rozmowy z panią Jolantą wpada właściciel konkurencyjnej „Astry”, z ich rozmowy wynika, że współistnieją w przyjacielskich stosunkach, pomagają sobie w różnych codziennych sytuacjach... bo są też i tacy, którzy podszywają się pod styl „U Matczaka“, ale tego klimatu nie da się skopiować.
  

Wysłuchały z przyjemnością: Patrycja A. Zalewska i Grażyna Czerska.
Opracowanie i fot.: Patrycja A. Zalewska, Łukasz Mucuś

Zdjęcia


Tagi:powiat sokólskiMiejsce z klimatemU MatczakaPub Blues & RockLody tradycyjne

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.