galeria
Stacja benzynowa.
Czekam na swojego hot-doga. Wiecie, trasa długa (z Sokółki do Biebrzy nie jest wiele kilometrów, przynajmniej nie metaforycznie). Do środka wszedł facet w skarpetach i sandałach (bezguście. Każdy wie, że do sandałów nakłada się białe, nie czarne skarpety). Pod pachą niósł worki foliowe.
-Pani! Pani mnie ma pomóc! - rzucił w stronę obsługi. Kasjerka z żalem oderwała oczy od mojego kieszonkowego, miniaturowego kota Bazia przechadzającego się po czasopismach.
Czysta abstrakcja... Kto by pomyślał, że na stacji benzynowej można kupić miniaturowe cylindry.
-Jestem kontent – powtarzał Baź używając wszystkich znanych sobie wad wymowy.
-O co chodzi? – spytała pani.
Facet podniósł opakowanie worków foliowych.
-Chcem napełnić jeden.
-Ale czym?
-No i po co wam wykształcenia, jak takie durne – obruszył się sandałowiec – Typowe studenty. No gazem, a czym!
Nawet kot Baź przestał być kontent, obrócił malutką główkę i miauknął zaintrygowany.
-Gazem?
-No gazem, toż mówię!
-Ale... Po co panu?
-Moja sprawa, gówniaro. Obsłuży mnie czy nie?!
Kasjerka westchnęła i wyszła za właścicielem siedmiomilowych skarpet(siedmiomilowe skarpety czuć na siedem mil). Zapłaciłem za doga i zabrałem kota zanim ten nie dokupił sobie zestawu małego dżentelmena dla Kena z zestawu Barbie – muszkę, monokl i plastikowy zegarek kieszonkowy. Wypchnąłem Bazia do kieszeni i opuściłem budynek. Patrzyłem na dziewczynę, która zawiązała na worku foliowym gumkę recepturkę. Worek rósł.
-O nie! - zapiszczał Baź patrząc na świat z kieszeni – Powstrzymaj go! Wiem, co chce zrobić!
Ale było za późno. Worek był już pełen. Facet odepchnął dziewczynę, złapał go i zaczął się unosić.
-Pan nie zapłacił! - zaprotestowała dziewczyna.
-I bardzo dobrze! - zaśmiał się pod wąsem złodziej gazu – Ja cenię polskom ziemię i mnie się jej skarby należom.
-Proszę się zatrzymać! Gdzie pan leci?!
-Za granicę! - usłyszałem, zanim faceta wyniosło pod same chmury.
Obserwowaliśmy, jak złodziej zmienia się powoli w malutki punkcik na niebie.
-Ech, wróci – powiedział Baź.
-Myślisz, że zatęskni za ojczyzną? - spytałem filozoficznie.
-Nie, to tani worek był. Zaraz mu pęknie.
Kamyk