galeria
23 i 24 listopada w sądzie rejonowym w Białymstoku odbyły się rozprawy karne przeciwko prezesowi Wojciechowi P. i Robertowi G. Po 4 latach walki pan Jan Ogił z Makowlan postawił przedstawicieli Koła Łowieckiego „Jeleń” przed obliczem sądu. Rolnicy z gmin Sidra i Kuźnica borykają się z Kołem od lat przy szacowaniu wysokości strat wyrządzonych przez dziki. Ta historia pokazuje, że warto walczyć.
Pierwszy „grzech” koła...
Jan Ogił: Korespondencja jest nieodbierana na czas. Po tym, jak dostaną pismo, zawiadamiają o tym w formie telefonicznej z numeru zastrzeżonego, po to żeby na ten numer nikt nie mógł oddzwonić i ich nie nękać. Sama forma szacowania też pozostawia wiele do życzenia. W moim wypadku wyglądało to tak, że bodaj 3 września przyjechało trzech panów na szacowanie strat. To był m.in. obecny prezes koła, pan P. Był pan Robert G. oraz pan S. Obeszliśmy pięciohektarową działkę położoną w Siderce. Chcieli nas wtedy ośmieszyć, próbując nam wmówić, że nie jest to szkoda spowodowana przez dziki, tylko niewłaściwe stosowanie zabiegów agrotechnicznych, to jest po prostu robienie z kogoś głupka. Pan S., rówieśnik mego ojca, idąc przez te pole żyta, przewrócił się w buchcie, mało nosa nie rozbił, ale mówił: „Pan te pole źle zaorał!”. Mało tego, pan P., cały zarząd Koła, wszyscy ci szacujący straty nazywają nas chłopami małorolnymi. Wypraszam coś takiego, w tej chwili z żoną gospodarzę na powierzchni 70 ha, co jest sześciokrotną średnią wojewódzkiej. Może z perspektywy farmerów z USA jesteśmy małorolni...
Wspominał mi Pan o problemie z komunikacją...
Tak, piszę do nich, ale odpowiedzi żadnej. Albo chcą żebym wypełnił protokół z datą późniejszą – miesiąc po szacowaniu. Jakbym był idiotą i chciał zadziałać na własną niekorzyść.
A to nie byłoby oszustwo?
To w stylu koła. Jeden z panów, który był na szacowaniu wstępnym i powiedział do mnie „ty chłopku nie myśl sobie, że jak weźmiesz od nas pieniądze to dostaniesz dopłatę unijną.” Dopłaty obszarowe do szkód łowieckich mają się nijak. Po prostu straszą, aby zniechęcić do dwustu, czy tam ilu złotych. Doszło nawet do tego, że na protokole z szacowania pojawiła się część mojej pieczęci, która nie powinna się tam pojawić. Po tym, jak to zobaczyłem, złożyłem doniesienie do prokuratury w Sokółce (w końcu stwierdzono, że mój podpis został sfałszowany). Chciałbym, żeby o tej sprawie dowiedziało się jak najwięcej osób, żeby poszkodowani rolnicy połączyli siły. Jeżeli teraz damy po sobie „pojechać”, to nic się nie zmieni.